Właściwie, to można mówić o podwójnym efekcie Schnepfa, Maksymiliana rzecz jasna. Pierwszy jest taki, że cywile, których napotykał on i jego żołdacy na drodze, “nie wracali już do domu”, jak łaskawie raczył nas poinformować przejęty przez demokrację walczącą Instytut Pileckiego. Dodajmy, że w sumie trafiali do domu, tyle, że do domu Pana, a ich droga tam bywała nieco męcząca i żmudna, także za sprawą działalności teścia gwiazdy TVP.
Instytut Pileckiego zwrócił w pamiętnym tweecie uwagę na to, że ci, którzy nie wrócili, to tylko dwa promile całości. Pani Schnepf-Wysocka zresztą swojego czasu broniła pamięci teścia, który tak dzielnie zwalczał rodzimą reakcję, że aż dostał za to bierutowskie Virtuti Militari. Mąż pani Doroty, a syn pana Maksymiliana, jednak uskarżał się ponoć na nieustanne prześladowania kochanego papy. Do dzieła przystąpił więc fachowiec profesor Ruchniewicz, kierownik odzyskanego Instytutu Pileckiego. Z niewątpliwym sukcesem.
I tu nastąpił kolejny efekt Schnepfa. Oto naszej umiłowanej władzy, z jej pędem do gloryfikacji wszelkiej maści kolaborantów i robienia z każdego porządnego polskiego patrioty zbrodniarza, udało się wznieść nieżyjącego już pana Maksymiliana na wyżyny popularności o jakich raczej nie marzył za życia. Zrobiono to dowodząc, że w sumie to po prostu parę osób “nie wróciło do domu”, a także, że ludzie ci to promile (a któż by się “promilami” przejmował, wiadomo jak się taki “promil” kojarzy). Uzyskano w ten sposób znane zjawisko nieco w stylu aktorki Barbary Streisand. Co prawda gwiazda nie miała – z tego co wiadomo – żadnych zbrodniarzy w rodzinie, ale nie chciała by media pokazywały jej posiadłość i wytoczyła w związku z tym proces. Efektem była oczywiście gigantyczna popularność zdjęcia z ową willą nad morzem.
Państwo Schnepfowie procesów na razie nie wytaczają, bo i o co? Działalność papy Maksymiliana jest dość dobrze udokumentowana i nie ma co do niej wątpliwości. Za to postanowiono użyć maszynki i ludzi zaprawionych zresztą mocno w wybielaniu zbrodniarzy i pluciu na każdy przejaw patriotyzmu, by i go wybielić. Efekt? Temat, który jakoś szerzej interesował głównie prawicowych dziennikarzy, historyków i antyplatformerskich oraz antykomunistycznych koneserów stał się tematem powszechnym.
A nawet można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Pani Dorota Schnepf – Wysocka jest funkcjonariuszką TVP w likwidacji, pan Maksymilian też był funkcjonariuszem zajmującym się likwidacją. Teraz widzowie widząc ją pomyślą ciepło o obojgu. Szkoda, że nie urodziła się w tamtych czasach i nie towarzyszyła mu z pepeszą u pachy. Problem tylko w tym, że jak tak dalej pójdzie nieżyjący teść stanie się bardziej popularny niż synowa. Szczególnie, że z oglądalnością kiepsko.
