Niemcy zawiedzeni Tuskiem

Niemcy zawiedzeni Tuskiem

blank

Berlin przestał już stawiać na Donalda Tuska. Tamtejsza prasa nie szczędzi mu krytyki, a politycy Unii Europejskiej nie udzielają już wsparcia. Co się takiego stało?

„Tusk się zużył” – jeśli opiniotwórczy „Der Spiegel” z lubością cytuje słowa prof. Antoniego Dudka, to znaczy, że nad Sprewą opinia o szefie polskiego rządu musi być naprawdę zła. Jak zawsze w takich sytuacjach, Niemcy uwielbiają patrzeć na politykę wschodniego sąsiada z wyższością, według nieprawdziwych, ale wygodnych do powielania kalek. Na dodatek w ogóle nie dostrzegają swojego wkładu w nieunikniony – wydaje się – upadek Donalda Tuska.

A przecież to właśnie polityka Berlina i Brukseli w dużej mierze odpowiada za pogarszające się notowania obecnego rządu w Polsce.

Przysłany z zadaniem

Niemieckie i unijne elity powinny już zrozumieć, że im bardziej będą próbować podporządkowywać sobie Polaków, z tym większym oporem się spotkają. Gdyby więc Donald Tusk powrócił do krajowej polityki z planem rządzenia zakładającym kontynuowanie rozwoju gospodarki, a kwestie rozliczenia PiS byłyby celem trzecio lub czwartorzędnym, prezydentem zostałby Rafał Trzaskowski. Poparcie dla Tuska i jego ekipy szybowałoby wysoko w sondażach, a bezradna opozycja zajmowałaby się rozliczeniami we własnych szeregach.

Tusk został jednak do Polski przysłany z zupełnie innym zadaniem. Miał przetestować na własnym narodzie, jak będzie reagował na notoryczne łamanie prawa, przejmowanie siłą niezależnych instytucji i prześladowania opozycji. To przecież kwestia w Unii Europejskiej fundamentalna, gdyż brukselskie elity czują się zagrożone wzbierającą falą antyunijnych nastrojów. Jak UE długa i szeroka, poparcie zyskują ugrupowania otwarcie przeciwstawiające się tworzeniu superpaństwa europejskiego, obłędnej polityce klimatycznej, energetycznej, imigracyjnej, antyprzemysłowej i antyrozwojowej, jaką narzuca państwom członkowskim Bruksela.

Donald Tusk miał sprawdzić, czy w demokratycznym państwie można  metodami siłowymi spacyfikować opozycję i przekonać społeczeństwo, że to w imię obrony wolności i porządku. Oczywiście nikt polskiemu premierowi nie przystawiał pistoletu do głowy i nie zmuszał, by tego zadania się podjął. Zrobił to z nienawiści do PiS i Jarosława Kaczyńskiego oraz z uległości i serwilizmu wobec Niemiec.

Tak czy inaczej, zawiódł. Maszyna represji się zacięła. Śledztwa przeciwko pisowcom się ślimaczą, sądy podważają wymuszone na świadkach zeznania, a na dodatek wybory wygrał Karol Nawrocki.

Teraz cała wina spada na Tuska, jako polityka nieudolnego i zmęczonego. Niezdolnego już do dokonania przełomu. To jasny sygnał, że Berlin chętnie postawiłby na kogoś innego. Tyle że na horyzoncie nie bardzo widać dobrego kandydata.

Objawił się jedynie Radosław Sikorski, ale i on nie gwarantuje sukcesu. Jego zaletą dla Niemców jest to, że będzie pewnie jeszcze bardziej uległy wobec Berlina niż Tusk. Tamtejsi politycy wyrzucają obecnemu polskiemu premierowi wprowadzenie kontroli na granicach, przebąkiwanie o kontynuowaniu budowy elektrowni atomowych czy innych projektach rozwojowych. Tusk doskonale rozumie, że podejmowanie tych kwestii jest dla niego jedyną szansą na pozostanie w polityce, ale jednocześnie wie, jak bardzo drażni tym Niemców, którzy nie chcą, by za ich wschodnią granicą wyrastała konkurencja.

Sikorskim nie targałyby podobne dylematy. Wiele razy udowodnił swoje oddanie Niemcom. Jego wadą jest jednak zupełny brak poparcia w partii oraz nieumiejętność prowadzenia polityki. Jest mierny, choć wierny. To za mało, by zatrzymać powrót PiS do władzy.

Fundamentalny konflikt interesów

Politykom w Berlinie i Brukseli umknęło, że przez osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości polskie społeczeństwo fundamentalnie się zmieniło. Przestało mieć kompleksy wobec Zachodu – dziś zresztą przejawiają je tylko wyborcy Platformy Obywatelskiej i Lewicy. Polaków nie można już zawstydzić pokrzykiwaniem, że są mało europejscy, niezbyt nowocześni czy nie dość tolerancyjni. Tego rodzaju pedagogika wstydu wywołuje albo wzruszenie ramion, albo wystawienie środkowego palca.

Zmieniła się także geopolityczna pozycja naszego kraju. Wojna na Ukrainie pokazała, że Polska jest krajem kluczowym pod względem bezpieczeństwa w Europie i na świecie. Nie można nas już ignorować, a premier, który redukuje znaczenie własnego kraju, jest przez naród odrzucany. Z tego powodu zresztą budzi pogardę wśród szefów rządów innych państw.

Polacy przestali się wstydzić artykułowania swoich celów i domagają się od rządu, by realizował politykę ambitną. Jeśli premier tego nie robi, musi przegrać. Niemcy nie dali Tuskowi żadnego pola manewru, domagając się od niego podporządkowania całej polskiej polityki i gospodarki celom Berlina. Według nich dostali za mało, według Polaków zdecydowanie za dużo.

Lider PO znalazł się więc w politycznym imadle. Z jednej strony dociskały go Berlin i Bruksela, z drugiej własne społeczeństwo. Dlatego uszły z niego wszystkie soki i wygląda jak przeciągnięty przez wyżymaczkę.

Mariusz Staniszewski

Autor tekstu
Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

dziennikarz, był m.in. wiceprezesem Polskiego Radia, prezesem TechFilm i wicenaczelnym Wprost, współtwórca Kanału Dobitnie i prezes Dobitnie Media.

Wyszukiwarka
Kategorie
Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

dziennikarz, był m.in. wiceprezesem Polskiego Radia, prezesem TechFilm i wicenaczelnym Wprost, współtwórca Kanału Dobitnie i prezes Dobitnie Media.

blank
Pobierz artykuł w PDF
Czytaj więcej
blank