Zaledwie minimalna wygrana Rafała Trzaskowskiego w I turze wyborów prezydenckich wywołała spory niepokój w obozie władzy. Jedni domagają się wzmożenia prześladowań PiS, inni już szukają nowego miejsca na politycznej scenie. To jeszcze nie panika, ale widmo utraty władzy zajrzało w oczy Donaldowi Tuskowi i jego przystawkom.
Mniej niż dwa punkty procentowe przewagi Rafała Trzaskowskiego nad Karolem Nawrockim musi być rozczarowaniem dla całego obozu władzy: od polityków koalicji, przez wspierający ją biznes, zaangażowany w walkę z opozycją aparat państwa po zwalczające kandydata PiS liberalno-lewicowe media. Ten system okazał się na tyle niewydolny, że nie tylko nie zdołał zapewnić wiceprzewodniczącemu PO znaczącej przewagi – choćby takiej, jaką prognozowały przedwyborcze sondaże – ale nie zapobiegł wzmocnieniu opozycji. Kandydaci partii rządzących otrzymali zaledwie czterdzieści procent poparcia, a to oznacza, że opozycja zdobyła sześćdziesiąt procent, czyli zdecydowaną większość.
Poparcie koalicji spada z wyborów na wybory. W październiku 2023 r. formacje tworzące rząd uzyskały pięćdziesiąt trzy procent głosów, w wyborach samorządowych już tylko połowę, w europejskich około czterdziestu siedmiu procent (co prawda PO wygrała, ale głównie kosztem koalicjantów, od których wyborcy odpłynęli), więc I tura wyborów prezydenckich tylko potwierdziła tę tendencję.
Nie oznacza to jednak, że Trzaskowski stoi już na straconej pozycji. PiS nie potrafił na tyle mocno zmobilizować swoich wyborców, by frekwencja w województwach tradycyjnie konserwatywnych była wyższa niż w tych, w których wyższe poparcie mają formacje liberalne. Innymi słowa wschodnia Polska była mniej zmobilizowana niż zachodnia i północna.
Dwanaście dni kampanii przed drugą turą będzie więc ostrą grą obu kandydatów o mobilizację swoich wyborców i demobilizację elektoratu przeciwnika. No i oczywiście po pozyskanie przychylności tych obywateli, którzy zagłosowali na przegranych kandydatów.
Już dziś możemy jednak wyciągnąć kilka ważnych wniosków z wyników I tury:
· Rafał Trzaskowski od ogłoszenia wyników zaczął zabiegać głównie o wyborców lewicowych oraz radykalnie antyklerykalnych. Dlatego zgłosił chęć liberalizacji prawa aborcyjnego oraz likwidacji fundusz kościelnego. To w dużej mierze zamyka mu drogę do serc wyborców Konfederacji, Grzegorza Brauna, Marka Jakubiaka, ale także Polskiego Stronnictwa Ludowego, które z Kościołem walczyć nie zamierza. Widać więc, że kandydat PO będzie liczył przede wszystkim na aktywizację elektoratu wielkich miast, gdzie tendencje antykościelne są najsilniejsze.
· Karol Nawrocki będzie musiał pozbyć się przyklejonej do niego przez obóz władzy łatki człowieka nieuczciwego, gdyż dla elektoratu konserwatywnego ma to znaczenie. Doskonale wiedzą o tym sztabowcy Trzaskowskiego i od pierwszych godzin kampanii przed II turą eksploatują ten wątek.
· Jeśli Nawrockiemu uda się zneutralizować tę kwestię, będzie miał otwartą drogę do tej części elektoratu konserwatywnego, która została w domu. Ale także łatwiej mu będzie pozyskać głosy innych prawicowych środowisk.
· Hołd złożony Donaldowi Tuskowi przez Szymona Hołownię tuż po tym, jak zobaczył rozmiar swojej klęski (zapowiedział bezwarunkowe poparcie dla Rafała Trzaskowskiego w II turze) świadczy o tym, że projekt o nazwie Trzecia Droga dobiega końca. Hołownia właśnie zgłosił akces przystąpienia do Platformy Obywatelskiej bez oglądania się na PSL i Władysława Kosiniaka-Kamysza, dla których ostry, światopoglądowy skręt w lewo oznaczałby polityczne samobójstwo. Hołownia idzie więc w ślady Ryszarda Petru, a raczej posłów z jego niegdysiejszej Nowoczesnej. Ma nadzieję, że lojalność zostanie wynagrodzona miejscami na listach do Sejmu czy europarlamentu. Liczy więc na łaskawość, jaką Tusk okazał Katarzynie Lubnauer, Kamili Gasiuk-Pihowicz czy Romanowi Giertychowi, wyciągniętemu z politycznego dnia.
· Podobny proces będzie przebiegał na lewicy. Przegrana Magdaleny Biejat i całej koalicji przy niezłym wyniku Adriana Zandberaga musi prowadzić do przesilenia po tej stronie politycznej sceny. Raczej będzie to jednak proces destrukcji niż budowania nowej jakości. Tusk dostanie możliwość wyboru najbardziej atrakcyjnych polityków – jak kiedyś było w przypadku Nowackiej, Napieralskiego, Jońskiego – a resztę zostawić na pokładzie tonącego okrętu.
· Aparat państwa jeszcze mocniej zaangażuje się po stronie Rafała Trzaskowskiego i możemy spodziewać się najbrudniejszej kampanii w historii III RP, w której ogromną rolę odegrają służby specjalne, NIK, prokuratura, policja oraz inne formacje. Szefowie tych instytucji zdają sobie sprawę, że za przestępstwa, które popełnili do tej pory już może czekać ich więzienie. Zrobią więc wszystko, by tego uniknąć.
· Strategia ta może jednak wywołać skutek odwrotny od zamierzonego, gdyż próba zniszczenia przez establishment kandydata antyestablishmentowego zwykle prowadzi do wzmocnienia jego poparcia. Obywatele rzadko stają po stronie gnijącego, agresywnego systemu, skupiającego się na niszczeniu przeciwników.
· Najprawdopodobniej nie doczekamy się debaty przed II turą, gdyż sztab Rafała Trzaskowskiego nie zgodzi się na udział w niej dziennikarzy z mediów konserwatywnych. Dla niego dopuszczalna jest jedynie sytuacja, w której debata zostałaby ustawiona pod niego przez dziennikarzy zaprzyjaźnionych mediów. Będziemy więc mieli festiwal oskarżeń o to, kto jest większym tchórzem.
· Uruchomi się, a właściwie to już się stało, grupa najbardziej radykalnych polityków PO, którzy będą domagali się silniejszego uderzenia w PiS, gdyż tylko to, ich zdaniem, może zapobiec powrotowi do władzy prawicy. Tacy politycy jak Roman Giertych czy Sławomir Nitras przy tej okazji będą chcieli wzmocnić swoją pozycję i pozbyć się partyjnych rywali. W przypadku Giertych chodzi rzecz jasna o Adama Bodnara. Frakcja, którą w normalnych warunkach można by nazwać „jastrzębiami”, ale w obecnych raczej należy szukać określenia z dziedziny psychiatrii, winą za ewentualną przegraną Trzaskowskiego będzie zrzucać na niechętnych „ostatecznego dojechania pisowców”.
Najbliższe dwa tygodnie zdecydują o tym, jak polska scena polityczna będzie wyglądała w najbliższych latach, a może dziesięcioleciach. Czy na dobre pożegnamy się z wolnością słowa oraz czy obecna władza uzyska zdolność do dokonania radykalnej rewolucji obyczajowej, co jest jednym z jej głównych celów.
