MARIUSZ STANISZEWSKI: Masowe poprawianie urody – głównie przez kobiety – powoduje poważne zaburzenia u ich dzieci. Od mam ze „zrobioną” twarzą maluchy nie potrafią uczyć się odczytywania emocji czy sygnałów niewerbalnych.

Wstrzykiwanie botoksu lub kwasu hialuronowego, liftingi, modelowanie nosa, ust, policzków czy całej twarzy – klinik oferujących tego rodzaju usługi estetyczne przybywa z każdym rokiem. Skoro rośnie podaż, musi ona odpowiadać na popyt. Coraz bardziej powszechne poprawianie wyglądu, choć często zabiegi mają jednak skutek odwrotny, niesie za sobą jednak poważne skutki społeczne.
Przyczyny niezadowolenia
Jednym z kluczowych powodów narastającego niezadowolenia ze swojego wyglądu są media społecznościowe. Młodzi ludzie, szczególnie dziewczyny, zanim wrzucą zdjęcia na Instagram (rzadziej Facebook, bo to medium dla starszych) poprawiają co nieco: powiększą trochę usta i oczy, zmniejszą nos, wymodelują owal twarzy. Dopiero gdy buzia i reszta ciała są wystarczająco atrakcyjne, fota ląduje w sieci.
Jednak wraz z zamieszczaniem kolejnych zdjęć oraz oglądaniem poprawionych twarzy znajomych – prawdziwych i wirtualnych – rośnie potrzeba ulepszania kolejnych szczegółów twarzy: uszy, dolina łez, broda i tak w nieskończoność.
Wreszcie młoda kobieta dociera do momentu, w którym zdjęcia na jej profilu tak bardzo różnią się od oryginału, że w zasadzie mamy do czynienia z dwiema odrębnymi osobami.
Istnieją tylko dwa sposoby, by zlikwidować to rozdwojenie jaźni. Pierwszy – wyrzucić przetworzone zdjęcia i wstawić prawdziwe. To jednak nie wchodzi w grę z powodów atrakcyjności towarzyskiej. Pozostaje więc poprawić prawdziwą twarz, a właściwie odtworzyć w rzeczywistości osobę istniejącą tylko wirtualnie. Co roku kilkadziesiąt tysięcy młodych Brytyjek – dane z Polski nie są znane, ale rosnąca podaż wskazuje na poszerzający się rynek – pojawia się w klinikach medycyny estetycznej właśnie po to, by dopasować swoje prawdziwe oblicze do wizerunku wytworzonego przy pomocy Photoshopa czy innego edytora obrazu.
Skutki zmiany
Medycyna estetyczna na wysokim poziomie jest piekielnie droga. Koszt poprawienia twarzy w ten sposób, by zmiany były dyskretne, a jednocześnie naprawdę polepszały wygląd, jest porównywalny z ceną dobrego samochodu.
Większość klientek musi się więc zadowolić tańszymi zabiegami, które powodują, że twarz staje się pozbawiona wyrazu, znika z niej mimika, rysy zostają tak wygładzone, że często nie sposób rozpoznać wieku, a przede wszystkim emocji. Zamiast oblicza żywej osoby, która podlega zmianom wynikającym z życiowych doświadczeń, przeżyć, radości, smutków czy chorób, widzimy twarz lalki. Czasem przypominającą zabawkę z dzieciństwa, czasem produkt dostępny w sklepach dla dorosłych.
Nie estetyka jest tu jednak najważniejsza, gdyż gust jest kwestią indywidulaną, ale umiejętność przekazywania wiadomości niewerbalnych. Szczególne znaczenie ma to u matek wychowujących dzieci.
„W budowaniu empatii i łączności rozstrzygającą rolę odgrywają nasze twarze. Nie tylko są najważniejszym źródłem informacji niewerbalnych, jakim dysponujemy podczas komunikowania się z innymi ludźmi (na twarzy odbijają się nasze emocje , przemyślenia, intencje), lecz także zdaniem biologów ewolucyjnych plastyczność ludzkiej twarzy – jej zdolność do niuansów za pomocą licznych mięśni mimicznych – wyewoluowała właśnie po to, żeby wczesne ssaki naczelne mogły współpracować ze sobą i jeszcze bardziej sobie nawzajem pomagać” – pisze Noreena Hertz w „Stuleciu samotnych”.
W Stanach Zjednoczonych psychologowie i psychiatrzy dostrzegli już zależność między zabiegami medycyny estetycznej u młodych matek i zdolnościami ich dzieci do rozpoznawania emocji. Jest on proporcjonalny. Im większe zmiany na twarzy, tym mniejsza zdolność ich pociech do odczuwania empatii. Dzieci nie rozpoznają, kiedy mama jest zdenerwowana, zmęczona, radosna czy zadowolona. Kiedy twarz wygląda ciągle tak samo, niemożliwe staje się rozpoznanie nastrojów drugiej osoby, jej potrzeb i wymagań.
Dzieci najczęściej wiedzę tę pozyskują od matek podczas procesu wychowania. Szczególnie w pierwszych latach życia. Maluch, który nie jest w stanie wyczytać z twarzy mamy jej uczuć, prędzej czy później, w mniejszym lub większym stopniu, uzna, że ich nie ma. O ile złość często łączy się z krzykiem lub przynajmniej podniesionym głosem, o tyle okazywanie miłości, współczucia czy dumy z dokonań dziecka jest raczej wyrażane znacznie bardziej subtelnie. Właśnie za pomocą mimiki twarzy. Cóż jednak, gdy skóra została tak naciągnięta, że nie poruszają nią już żadne mięśnie, usta wypełniono tak bardzo, że nie widać uśmiechu, a wymodelowany nos nie zmienia kształtu nawet podczas ziewania?.
Mariusz Staniszewski