Wróg zbrojnych analfabetów

Wróg zbrojnych analfabetów

PAWEŁ PRZYCHODZEŃ: Majchrowski to taki inteligent jeszcze w przedwojennym sznycie, ale dziś, kiedy inteligentami mianują się absolwenci wyższych szkół biznesu i rozrywki, a tytuł profesorski (o doktorskich nie mówiąc) znaczy tyle co brednie wygadywane przez różnych utytułowanych po mediach, to zostańmy przy określeniu erudyta

Każdego niemal dnia jesteśmy bombardowani informacjami ważnymi, bardzo ważnymi i jeszcze ważniejszymi. Niestety, rzadko mamy czas na refleksję, że zdecydowana większość z nich jest kompletnie nieistotna. Gorzej, bo tracimy przez to czas i energię na sięgnięcie po coś naprawdę wartościowego. Tracimy też umiejętność wyszukania takich treści. No to postaram się nieco pomóc i w tym chaosie wskazać dwie wartościowe pozycje, książki Jana Majchrowskiego „Przeciw uzbrojonym analfabetom” i „Polidruki. Potrawa z książek i ludzi”.

Autor, rocznik 1964, profesor prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, nauczyciel akademicki, pierwszy wojewoda Województwa Lubuskiego po reformie administracyjnej realizowanej przez rząd Jerzego Buzka. Prezes powołanej w wyniku reform wymiaru sprawiedliwości z 2017 r. Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, z którego to stanowiska zrezygnował – ale co ważne, nie przeszedł w stan spoczynku, a odszedł z sądownictwa bez prawa do pobierania wynagrodzenia – w 2021 r. Obecnie członek Trybunału Stanu i dość aktywny komentator.

Nie będę ukrywał, że znamy się z Janem Majchrowskim już ponad 30 lat i śmiem nawet twierdzić, że darzymy się obopólną sympatią. Ktoś może zaprotestować, bo jak w takiej sytuacji traktować niniejszy tekst, który zgodnie z kanonem, powinien przecież być obiektywny, bezstronny i pozbawiony osobistych emocji. Chyba taki powinien być, ale jak patrzę, co dzisiaj uznaje się za obiektywizm i jak przy publicznych wypowiedziach czy dyskusjach podobno odkłada się emocje na bok, to ja z góry zaznaczam, że nie będę bezstronny przy niniejszej pracy. Ale to w żaden sposób nie oznacza, że tekst ten będzie nieprawdziwy a moja rekomendacja, by sięgnąć po wspomniane książki, nieszczera. Przeciwnie.
Jan Majchrowski opanował trudną umiejętność pogodzenia lekkiej formy z wartościową treścią. Wiemy, że to niełatwe, nawet jak za pisanie bierze się prawdziwy erudyta. Miałem przez chwilę pokusę, by napisać inteligent, bo Majchrowski to taki inteligent jeszcze w przedwojennym sznycie, ale dziś, kiedy inteligentami mianują się absolwenci wyższych szkół biznesu i rozrywki, a tytuł profesorski (o doktorskich nie mówiąc) znaczy tyle co brednie wygadywane przez różnych utytułowanych po mediach, to zostańmy przy określeniu erudyta. Jak mogę przypuszczać, problem twórczy, z jakimi muszą zmagać się takie osoby, to jak przez ucho igielne zainteresowania i percepcji czytelnika przecisnąć jak najwięcej treści. Bo przecież, autor ma tyle do powiedzenia i wszystko jest ciekawe i ważne. Majchrowski z tym problemem poradził sobie w dość prosty sposób, nie szukał nowych form ekspresji pisarskiej, nie starał się być Kolumbem odkrywcą literatury i do swojego dwuczęściowego debiutu, wykorzystał znany koncept – każdy rozdział jest odrębną opowieścią, która otwierana jest przez kolejne klucze symbolicznych skojarzeń. Tu jedno wyjaśnienie, formalnym debiutem jest „Przeciw uzbrojonym analfabetom” z 2023 r., ale ja traktuję obie książki, jako spójną propozycję i opowieść o autorze (obie książki są pierwszymi dziełami prozatorskimi autora, bo wcześniej wydał kilkanaście książek naukowych z dziedziny prawa i politologii). W pierwszej pozycji, jako hasła i tło narracji służą kolejne miesiące. Polacy uwielbiają opowiadać o historii zamykając ją często w nazwach miesięcy, inna sprawa z jakim skutkiem. Było więc ryzyko z takim pomysłem na opowieść, ale autor sprawnie z tym sobie poradził. W „Polidrukach” profesor odwołuje się do książek i autorów, co ciekawe, także do książek, które… nie powstały. Zresztą klucz literacki jest też obecny w „Przeciw uzbrojonym analfabetom”.

W ten sposób otrzymujemy dwutomową opowieść o Janie Majchrowskim, choć w gruncie rzeczy jest to opowieść o Polsce. Tej współczesnej autorowi i tej znanej wyłącznie z opowieści rodziców, dziadków i kart historii. Polsce, o której pisarz opowiada z miłością, pasją wręcz. Kiedy to konieczne staje w obronie Jej dobrego imienia, ale bez kreowania fałszywie wyidealizowanego obrazu. Kiedy uważa to za stosowne jest bardzo krytyczny. Nie boi się też mówić o Polsce swoich marzeń, a ponieważ autor jest profesorem prawa, to nie brakuje odwołań do tego kontekstu dyskusji o państwie. Dostrzegamy więc nadzieję, że kiedyś, wspólnie uda nam się zbudować państwo naprawdę praworządne, oparte na spójnym systemie aksjologicznym czerpiącym z prawa naturalnego, gdzie będzie miejsce dla każdego z nas. I wolność, do opisania której nie będą nam służyły jakieś wydumane koncepty rodem z kawiarnianych dysput postmodernistów i wszelkiej maści neomarksistów, ale klasyczne dzieła Burka czy Tocquevilla. I oczywiście, ukochanego przez autora Chestertona. Niby proste, a tak trudne. I trzeba przyznać, że póki co autor oszczędnie gospodaruje rzeczoną nadzieją.

Mamy więc okazję poddać się urokowi tych dość krótkich opowieści wpisanych w losy naszego państwa z autorem lub jego najbliższymi, jako uczestnikami, świadkami historii. Te wszystkie wielkie i małe wydarzenia i cały katalog postaci znanych, którzy tak różnie wpisywali się w naszą historię: czasem jako jednostki wybitne, czasem jako osoby tragiczne, bohaterowie, zdrajcy. Ale właściwie zawsze, jako ludzie targani podobnymi emocjami, jak inni ludzie, skorzy do rzeczy wielkich i zupełnie małych. Majchrowski świetnie to rysuje i jest to duża wartość jego pracy, szczególnie, że katalog tych postaci, które poznał osobiście autor lub jego najbliżsi jest ogromny, a przecież nie odmawiał sobie by czasem zaczepić pisarsko ludzi wielkich, których nie miał okazji poznać.

Równie cenne jest uwiecznienie wielu osób nieznanych szerzej, często niesłusznie zapomnianych i godnych przypomnienia, ale i tych, którzy zakłamywali swoją przeszłość mantrą o „trudnych czasach PRL”. W tym kontekście, szczególnie dla mnie ciekawa była opowieść o Grudniu w książce „Przeciw uzbrojonym analfabetom”. Stan Wojenny i postawa uczniów, nauczycieli i dyrekcji słynnego warszawskiego Liceum im. Stefana Batorego, gdzie uczęszczał autor. I historia jednego z uczniów „Cichego”, który zachował się jak trzeba, za co władze, także te szkolne chciały złamać jemu życie. Zaangażowanie niektórych uczniów w obronę kolegi, wspaniała obrona mecenasa Edwarda Wende I dość nieoczekiwany, choć po latach, epilog tej historii. Czytając, miałem wrażenie, jakby profesor, człowiek, który osiągnął sukces (tu zapewne autor się obruszy) chciał spłacić jakiś trudny do uchwycenia dług wobec tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. A może to jest coś więcej, żądanie elementarnej sprawiedliwości i prawdy w życiu publicznym? A może tolkienowska, chrześcijańska w gruncie rzeczy refleksja, że wielkie rzeczy nie muszą być udziałem wyłącznie publicznie podziwianych herosów, a równie dobrze, a może przede wszystkim ludzi… zwykłych. Prawdziwi bohaterowie żyją wśród nas.

I tu muszę dorzucić łyżkę dziegciu do suflowanego w niniejszym tekście miodu. Bo skoro tak dużą wartością książek Majchrowskiego jest obszerny katalog bohaterów znanych i nieznanych, to aż prosi się, by obie pozycje zawierały indeksy nazwisk. To wydaje się dość oczywisty postulat, może właśnie dlatego, by szczególnie podnieść pamięć o osobach nieznanych szerszej publiczności. Autor gdzieś wspominał, że to zabieg celowy, mający zaostrzyć nasz apetyt do pochłonięcia całości, ale myślę, że stało się to ze szkodą dla obu książek.

Tu na szczególną uwagę zasługuje Stefan Majchrowski, tata Jana. Przedwojenny oficer kawalerii, walczący od pierwszego do ostatniego dnia Kampanii 1939 r. w ramach Podlaskiej Brygady Kawalerii m.in. pod Kockiem. Po wojnie, mimo szykan władz komunistycznych, bez płacenia kontrybucji w postaci czy przynależności do partii czy tajnej współpracy z bezpieką, udaje mu się zaistnieć, jako pisarz –autor wielu publikacji, ceniony m.in. za książki o Sienkiewiczu czy Fredrze. Bohater, ale bez wieńca herosa, godnie, choć z wielkimi trudnościami kroczący przez życie. Postać bardzo ważna dla autora i poniekąd klucz do zrozumienia postawy życiowej i dokonywanych wyborów Jana.

Autor w „Polidrukach” dał podtytuł „Potrawa z książek i ludzi”. W pierwszej chwili pomyślałem, że to raczej chybiony pomysł, bo potrawa, to wiadomo, zjadamy i zapomnimy, nawet jak jest smaczna. Później jednak dałem się przekonać do tego pomysłu, bo metafora posiłku, potrawy, nie tylko eksponująca wieloskładnikowość – a tu wartościowych składników, jak pisałem jest naprawdę dużo – pozwala zwrócić uwagę fakt kunsztownego podania. I w tym kontekście szybkość z jaką możemy pochłonąć obie książki staje się dodatkową zaletą, szczególnie dziś, gdy czasu mamy ciągle za mało. Z reguły miałem dystans do książek, które czytało się jednym oddechem, bo miałem wrażenie, pewnie niesłuszne i krzywdzące dla wielu pozycji, że jak się coś szybko czyta, to jeszcze szybciej się o tym zapomina. Tu jest inaczej, bo mamy szansę skosztować posiłek, o którym długo będziemy pamiętać i wspominać z uśmiechem na ustach.

Czytajmy więc Majchrowskiego, to naprawdę… smaczne.

Jan Majchrowski „Przeciw uzbrojonym analfabetom”. Wydaw. Zysk i S-ka, Poznań 2023.
Jan Majchrowski „Polidruki. Potrawa z książek i ludzi”. Wydaw. Zysk i S-ka, Poznań 2024.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyszukiwarka
News Wróg zbrojnych analfabetów
Kiedyś, wspólnie uda nam się zbudować państwo naprawdę praworządne, oparte na spójnym systemie aksjologicznym czerpiącym z prawa naturalnego, gdzie będzie miejsce dla każdego z nas
Kategorie
Ostatnie newsy
Rozmowa Dobitnie