Dużo można byłoby pisać o idiotyzmach związanych z propagandą LGBT i wszelkich kwestiach równościowych. Chociażby — pierwsze z brzegu — maltretujące uszy feminatywy typu: „ministra” czy „doktorka” (kiedyś tak mówiły proste kobiety — „o pani doktor” — i był to powód do żartów; teraz bycie doktorką to powód do dumy). Kolega przesłał mi kiedyś wycinek z prasy, chyba lwowskiej, jeszcze z czasów rozbiorowych, gdzie zastanawiano się, jak nazywać kobietę-kierowcę.
Było coś o „kierowczyni”, były też inne wymysły. Jednak język ma to do siebie, że na ogół nie przyjmuje słów, które są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. I to, że przez ponad sto lat nie przyjęły się tego typu głupoty, świadczy, że obecnie wprowadzane „ministry”, „magistry” itp. — które są sztucznymi tworami — wraz ze zmianą władzy znikną jak sen złoty. Oczywiście coś tam zostanie, ale kobieta zawsze będzie kierowcą, co nie znaczy, że gorszym od mężczyzny, i ministrem czy magistrem.
Ciekawa sytuacja jest ze słowem „sędzia”, bo jest ta sędzia i ten sędzia, a „sędzina” występuje tylko w języku potocznym i oficjalnie nie należy go używać (dawniej była to żona sędziego). Przypadek jest o tyle istotny, bo przecież sędziowie (kobiety i mężczyźni) są w samej awangardzie demokracji, a sędzia Żurek (ten sędzia) to już awangarda awangardy. A co zrobić z prokurator Wrzosek? Czy jest ona prokuratorem, czy prokuratorką? No bo przyznacie Państwo, że słowo „prokurator” niesie przekaz pewnej powagi i autorytetu, a „prokuratorka” to takie trochę słabe, naznaczone raczej lekceważeniem. Lekarze też jakoś się nie garną, żeby na drzwiach zmieniać tabliczki: „lekarka medycyny”, „doktorka habilitowana”, „profesorka”.
Ministerstwo „woke”
Tak to bywa, że czasami dostajemy jakieś informacje, które szokują, jednak dopiero podane w sposób skondensowany pokazują skalę problemu. A okazuje się, że problem jest — delikatnie mówiąc — poważny i tym poważniejszy, że dotyczy największej i najnowocześniejszej armii świata. Niestety ta nowoczesność jest też w kwestiach obyczajowych i tu pełen szacunek (zresztą nie tylko tu) dla Trumpa, że chce to wszystko rozwalić i przywrócić normalność. Pierwsza rzecz to przywrócenie Ministerstwa Wojny zamiast orwellowskiego Ministerstwa Pokoju czy też Obrony Narodowej. Trump, mimo swej nieprzewidywalności, staje się coraz bardziej „przewidywalny” i — mimo bufonady — jest gościem, który ma szansę odwrócić losy świata i zatrzymać marsz lewicy ku samozagładzie. Ale to, co powiedział jego człowiek, szef Pentagonu Pete Hegseth, jest prawdziwym miodem na serce. Pozwolę sobie na cytat, bo jest doskonały: „Zbyt długo awansowaliśmy zbyt wielu umundurowanych dowódców z niewłaściwych powodów, ze względu na rasę, parytety płci (…). Staliśmy się ministerstwem ‘woke’, ale już nigdy więcej. Koniec z miesiącami tożsamości, różnorodnością w biurach, facetami w sukienkach (…). Skończyliśmy z tym gó…m.” Mówił o równych prawach i standardach dla kobiet i mężczyzn, o zakazie noszenia brod i długich włosów, o testach sprawnościowych dla wszystkich i innych oczywistościach, które stały się nieoczywiste. Mówił też o zniesieniu politycznie poprawnych zasad prowadzenia walki, jakie miały obowiązywać podczas wojny. A ja, dawny zwolennik non-violence, nagle osłupiałem, bo nie wiedziałem, że w wojsku jest miejsce na takie rzeczy.
Chińczycy nierodośli
Czy ja śnię? Przecież to wszystko zmierzało do samozagłady. Czy w Chinach lub Rosji są w wojsku miesiące tożsamości? A może uczy się żołnierzy dobrych manier wobec przeciwników, dowódcy są transwestytami i chodzą w kieckach? Oczywiście są zasady i nie wolno w żadnym wypadku mordować cywilów, jednak żołnierz idąc do wojska musi wiedzieć, po co tam idzie. Bo jego przeciwnik niekoniecznie musi być rycerski i nie za bardzo może być możliwość, żeby to sprawdzić. Wojna jest niestety miejscem, gdzie giną ludzie. I zadaniem państwa, które bierze udział w wojnie, jest dopilnowanie tego, aby w jego armii zginęło jak najmniej żołnierzy, a po drugiej stronie jak najwięcej. Czy może to zrobić armia, w której kobiety są mniej sprawne niż mężczyźni, a chłopy nie są w stanie biegać szybciej niż 100 metrów na minutę, bo ważą po 130 kilo?
Jeżeli weźmiemy to wszystko na logikę, to oczywiście każdy powie — no przecież to są absurdy, tak się nie da. Ktoś się stuknie w głowę — głupoty, na pewno tak nie było, to tylko ten głupi Trump i jego obsesje.Ale kiedy w to wejdzie ideologia, no to już inaczej będzie wyglądać rozmowa. Bo gender to nieszkodliwa i fajna nauka o płci, nigdy nikomu nie zaszkodziła; LGBTQ+ i ileś tam jeszcze innych literek, których przybywa wciąż — to wszystko super zabawa. To kilkanaście procent społeczeństwa (myślę, że niedługo będzie się mówić o kilkudziesięciu procentach), które niedawno było sekowane i do dzisiaj jest traktowane przez tę obrzydliwą prawicę jak ludzie drugiej kategorii. A że w wojsku? A co w tym złego? Otóż nie — jeżeli nasza cywilizacja ma przetrwać, to armia musi być silna i wolna od wszelkich ideologii. I tak musi też wyglądać szkoła i wszelkie inne instytucje państwa. I naprawdę nie ma innego rozwiązania zarówno w Ameryce, jak i w Polsce. I musi to zabrzmieć bardzo mocno i dobitnie.
