Minister energii Miłosz Motyka postanowił wypowiedzieć wojnę dezinformacji wokół odnawialnych źródeł energii. W praktyce jednak jego retoryka coraz częściej przypomina magiczne myślenie o energetyce, w której każda krytyka OZE staje się zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, a każdy wiatrak – symbolem patriotyzmu.
Minister Motyka kontra dezinformacja o OZE
Miłosz Motyka, minister energii, nasz energetyczny i rządowy wunderkind, wyrusza na wojnę. Oto okazuje się, że panuje nieznośna dezinformacja w sprawie OZE i ktoś na tym korzysta. Kto? Czytelnicy DOBITNIE już pewnie uśmiechają się pod nosem, bo odpowiedź jest oczywista: Putin!
Wiadomo – Putin to taki uniwersalny klucz do tłumaczenia wszystkiego, szczególnie gdy sprawy nie za bardzo posuwają się do przodu. Główny lokator Kremla stał się nawet chętniej używanym alibi niż Jarosław Kaczyński. Oczywiście jest jeszcze Trump, ale w Polsce narracja o złym prezydencie USA raczej nie chwyta.
Energetyzm magiczny ministra energii
Wracając do wynurzeń ministra Motyki – najlepiej oddać głos samemu zainteresowanemu. Na konferencji prasowej zorganizowanej przy inwestycji Grupy TAURON w miejscowości Miejska Górka (woj. wielkopolskie) stwierdził:
„Widzimy nie tylko w sieci, w mediach społecznościowych, ale także w niektórych mediach tradycyjnych zalew dezinformacji wokół tematów energetycznych, wokół tematów związanych z odnawialnymi źródłami energii.”
I ta dezinformacja ma – rzecz jasna – całą gamę negatywnych skutków. Najgorsze jednak, że te „fałszywe informacje mogą spowalniać lub blokować inwestycje, a w konsekwencji szkodzić Polsce”. A wtedy wiadomo – zagrożone będzie bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Czyli: kiedy nie budujemy wiatraków, to wtedy zagrożone jest nasze bezpieczeństwo. Prościej – będą wiatraki, będzie bezpiecznie.
Hmm… już to gdzieś słyszałem. Całkiem niedawno świeżo upieczony laureat wyroku pięciu lat więzienia za korupcję, przewodniczący jednej z senackich komisji, Stanisław Gawłowski, przy okazji przepychania w parlamencie słynnej ustawy wiatrakowej (szczęśliwie zawetowanej przez prezydenta Karola Nawrockiego) powiedział:
„Największym zagrożeniem dla Federacji Rosyjskiej jest rozbudowa mocy OZE w Unii Europejskiej (i w Polsce) oraz uniezależnienie się od dostaw jej paliw kopalnych.”
Mógłbym złośliwie zapytać, jak to się składa w jakąś spójną opowieść, ale to raczej próżna praca. Ja takie myślenie – wszechobecne u członków koalicji rządzącej – nazywam roboczo „energetyzmem magicznym”, choć nie ma to nic wspólnego z XIX-wiecznym prądem filozoficznym zapoczątkowanym przez Wilhelma Ostwalda i Ernsta Macha.
Wiatraki wszędzie – logika inwestycji po polsku
Dużo ważniejsza jest warstwa realna, gdzie widać bardzo wyraźnie walkę – czasem dość rozpaczliwą – by na wszelkie sposoby umożliwić budowę wiatraków. Mnóstwa wiatraków. Wszędzie, gdzie się da. Potrzebne czy niepotrzebne – nieważne. Grunt, że ktoś na tym zarobi. Kto? Ci, co trzeba.
I należy przyznać, że jest to jeden z niewielu elementów – może nawet jedyny (poza konsumpcją fruktów władzy, ściganiem pisowców i uśmiechaniem się do Niemiec) – gdzie w obecnej koalicji widać determinację, by dane rozwiązania wprowadzić w życie. Trzeba przyznać, że minister Motyka zabrał się do pracy z, nomen omen, energią.
Dezinformacja czy manipulacja?
Groteskowo wygląda jednak to, że nasz nowy pogromca fake newsów zaczyna swoją misję samemu nie stroniąc od manipulacji. Bo budowanie narracji, że jeśli nie będziemy rozwijać OZE, to popadniemy w uzależnienie od paliw kopalnych ze Wschodu – w domyśle z Rosji (znów Putin!) – jest zwyczajnym… fake newsem.
Nawet w obszarze gazu ziemnego, gdzie w dużej części musimy polegać na imporcie, już jesteśmy uniezależnieni od Rosji. Gazoport w Świnoujściu, przygotowywane kolejne jednostki FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) i Baltic Pipe diametralnie zmieniły naszą sytuację na lepsze.
A węgla kamiennego, według danych dostępnych ministrowi, mogłoby nam starczyć na ponad tysiąc lat – i to w pokładach nadających się do realnej eksploatacji. Więc gdzie tu uzależnienie od Rosji? Wystarczy przestać bezrefleksyjnie zamykać kopalnie i zainwestować w nowe jednostki wydobywcze.
Ale skoro jesteśmy niewolnikami idiotyzmów Zielonego Ładu, to rozumiem, że jest ciężko.
Ropa, gaz i realna niezależność energetyczna
Trochę inna sytuacja jest z ropą naftową, ale i tu przecież wiele się dzieje – choćby rozwijana współpraca z Saudami (pamiętajmy, to ten „okropny” Obajtek) czy ogłoszone w lipcu odkrycie dużych złóż pod dnem Bałtyku w naszej strefie ekonomicznej.
A więc i tu jesteśmy na ścieżce uniezależniania się od dostawców zza wschodniej granicy. Warto też zauważyć, że nie ma prostej relacji między rozwijaniem energetyki opartej na niestabilnych OZE a zapotrzebowaniem na ropę naftową.
Kampania informacyjna – walka z fake newsami czy nowy budżet?
W całej tej szarży Miłosza Motyki jest jeszcze jeden ważny element. Minister zapowiedział, że w ramach walki z dezinformacją na temat OZE ruszy kampania informacyjna autoryzowana przez resort energii.
Podkreślił:
„Myślimy także nad szeroką kampanią związaną ze spotami, chcemy współpracować też z innymi serwisami. (…) Zrobimy to dobrze, sprawnie i szybko. Będzie to też takie kompendium wiedzy dla wszystkich, którzy dzisiaj mierzą się z tymi fake newsami, kłamstwami, mitami.”
Pan minister mówi „kampania informacyjna”, a ja – będąc już doświadczonym obserwatorem praktyki rządzenia w III RP – widzę budżet i pieniądze, które będą do wydania. Spore pieniądze. Same spoty to przecież ogrom możliwości. A materiały w serwisach i prasie? A kompendium wiedzy o OZE?
Ciekawe, kto będzie je przygotowywał na zlecenie ministerstwa. Mam pewne przypuszczenia – i oczami wyobraźni widzę ekspertów oraz firmy, które chętnie pomogą, dając gwarancję zachowania pryncypiów V Plenum KC PZPR… przepraszam, założeń transformacji energetycznej opartej na wietrze i słońcu.
Czy chodzi o dezinformację, czy o cenzurę?
Jak widać, zdobycze rewolucji OZE wymagają obrony. Wróg nie śpi i wciąż zasiewa ziarna dezinformacji. Na szczęście są zastępy obrońców: jedni przylepiają się do ulic, inni wykuwają w mediach pieśni pochwalne, inni są ministrami. I wszyscy mają odpowiednie fundusze dla swojej słusznej walki.
A poważniej – zastanawiam się, czy w tym wzmożeniu ministra Motyki chodzi o dezinformację, czy może o krytykę. Bo może niedostateczny entuzjazm wobec rewolucji panelowo-wiatrakowej nie wynika z dezinformacji, ale z większej dostępności źródeł prezentujących inny niż oficjalny obraz energetyki?
Może więc pod szczytną ideą walki z kłamstwami kryje się po prostu nowa forma cenzury? Doświadczenia z tą ekipą wystarczająco uprawdopodabniają takie pytania. A skoro tak, to czy za jakiś czas nie okaże się, że działalność ekspercka moja i moich kolegów z DOBITNIE zostanie uznana za „tworzenie dezinformacji”?
Na koniec – deklaracja
Mając to na uwadze, zachęcony słowami ministra Motyki i w oczekiwaniu na wspomnianą kampanię, mogę zadeklarować jedno:
Będę jeszcze więcej pisał o OZE – szczególnie o energetyce wiatrowej i słonecznej.
Będę jeszcze uważniej przyglądał się konsekwencjom wprowadzania do systemu elektroenergetycznego kolejnych mocy z niestabilnych źródeł.
Będę jeszcze bardziej wyczulony na wszelkie zastanawiające decyzje rządzących i możliwe działania lobbystyczne.
Panie Ministrze, przekonał mnie Pan!
