Wicepremier Gawkowski, zapewniając, że wprowadzane przez niego przepisy dotyczące przeciwdziałania „temu i owemu” w internecie nie są cenzurą, w gruncie rzeczy dowiódł, że cenzurą one są. Jak sam wyjaśnił – dzięki nim unikniemy takich sytuacji jak ta, gdy politycy prawicy opowiadali, że rosyjskie drony były wysłane przez Ukraińców.
Żeby było jasne, uważam, że drony były rosyjskie. Ale przecież nie o drony tu chodzi, tylko o to, że Gawkowski odniósł się do cenzurowania opinii i interpretacji, czyli potwierdził najdalej idące domysły. Z sieci mają być rugowane nie tylko nieprawdziwe informacje, ale też komentarze, które zostaną uznane za niepoprawne.
Nie bójmy się jednak. Zrobią to ludzie bardzo bezstronni i wiarygodni. Urzędnicy. W przypadku internetu – z Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Oni będą blokować „nielegalne” treści. To oni zadecydują o tym, czy treści są nielegalne czy legalne. Chyba nie macie Państwo wątpliwości co do bezstronności, uczciwości i odporności na naciski naszych urzędników w takich sprawach? Zwłaszcza gdy będzie to robił ktoś o profilu mentalnym pana ministra Żurka albo prokurator Wrzosek. A przecież takich osób jest cały tabun.
Ale – ktoś powie – przecież te treści są jasno wyjaśnione. W katalogu na pierwszych miejscach znajdziemy najohydniejsze zbrodnie, jakich człowiek może się dopuścić. Protestujesz? Stajesz w obronie krzywdzicieli dzieci, terrorystów, bandytów? Numer stary jak świat. Bo dalej mamy już katalog mocno rozszerzony, z kluczowym, niejasnym pojęciem „mowy nienawiści”, przez którą lewica doktrynalnie rozumie wszystko to, co wypowiadają jej przeciwnicy. W gruncie rzeczy – oni sami są mową nienawiści.
Ale skoro nie można ich usunąć, to można arbitralną decyzją rządowego urzędnika usunąć ich treści z sieci. Autor dostaje zawiadomienie i – uwaga, uwaga – dwa dni na odpowiedź. Jeśli ma grypę albo nie odbiera poczty, to po nim. Potem może iść do sądu. Za 12 lat, po dwóch instancjach i ewentualnym odwołaniu do Strasburga, jego treść zostanie przywrócona – więc nie ma sprawy.
Niewygodnych się pousuwa, reszta będzie się bała. O to przecież chodzi stojącym za tego typu zmianami lobbystom z Komisji Europejskiej, na którą przemożny wpływ mają rząd niemiecki i koncern Axela Springera. I żeby było jasne – to też zapewne insynuacja, prawackie oszustwo, a przede wszystkim mowa nienawiści. Pozwolicie Państwo, że ja z niej nie zrezygnuję, nawet pod wpływem tak uroczego cenzora jak Krzysztof Gawkowski.
