Lipcowa rekonstrukcja rządu Donalda Tuska miała być dowodem na nowy początek i uporządkowanie chaosu. W rzeczywistości obnażyła jednak słabość koalicji, brak kadrowych zasobów oraz polityczne zmęczenie lidera. Co naprawdę pokazuje to polityczne przegrupowanie? Oto siedem kluczowych wniosków.
1. Tusk nie naprawia błędów, tylko je wygładza
Choć ograniczenie liczby ministrów i redukcja stanowisk wiceministrów miały być odpowiedzią na wcześniejsze zarzuty o rozbudowaną administrację, to cała operacja nosi cechy rytuału PR-owego. Piotr Zaremba, komentując rekonstrukcję w Interii, pisze o klasycznym manewrze z „kozą w mieszkaniu” – problem zostaje najpierw wykreowany, a późniejsze jego „rozwiązanie” służy jako dowód skuteczności. Tak wygląda polityka „poprawek pozornych”, bez realnej korekty kierunku.
2. Odpolitycznianie państwa jest tylko hasłem
Likwidacja stanowisk pełnomocników, np. ds. równości, wygląda na sygnał pragmatyzmu, ale jego znaczenie niweczy utrzymanie silnie ideologicznej linii w kluczowych resortach. Barbara Nowacka w edukacji kontynuuje swoją agendę lewicowych reform – od marginalizacji religii po progresywne podejście do uczniowskiego udziału w życiu szkoły. Zamiast złagodzenia konfliktów światopoglądowych, mamy ich dalszą eskalację pod nowym szyldem.
3. Premier stracił polityczny pazur i wyczucie
Tusk nie wnosi już energii ani strategicznej świeżości. Jego narracja – odwołująca się do zewnętrznych zagrożeń – brzmi coraz bardziej jak wyuczona formułka. Przykładem są oskarżenia wobec prawicy o prorosyjskie sympatie – obecne, ale znacznie łagodniejsze niż dawniej. Jak zauważamy również w analizach na Dobitnie.pl, obecny premier bardziej zarządza nastrojami niż projektuje przyszłość. To niebezpieczna luka przed kolejnymi wyborami.
4. Dymisje są wymuszone, a nie systemowe
Rekonstrukcja to nie efekt głębokiej analizy działań poszczególnych ministrów, lecz kalkulacja polityczna. Izabela Leszczyna została pożegnana mimo wcześniejszych kontrowersji, natomiast Paulina Hennig-Kloska – mimo zarzutów lobbingowych i błędów przy powodzi – utrzymała stanowisko. Kryteria? Wygoda koalicji, nie kompetencje. Działa tu mechanizm znany z poprzednich ekip: „balast” jest usuwany tylko wtedy, gdy szkodzi więcej niż pomaga.
5. Kadrowe rezerwy koalicji są słabe i jednostronne
Zmiany personalne nie są awansem jakościowym. Nowy minister sprawiedliwości, sędzia Waldemar Żurek, to postać zdecydowanie bardziej kontrowersyjna, co poprzednik. Jego nominacja pokazuje, że koalicja sięga po osoby o silnych poglądach, ale niewielkim potencjale do budowania ponadpartyjnego zaufania. Jak zauważyliśmy na Kanale Dobitnie mamy do czynienia z wymianą „ideologa na ideologa” – bez żadnej zmiany stylu rządzenia. Zarazem odstraszającym przykładem dla wszystkich jest sposób potraktowania Adama Bodnara przez Tuska. – Kariera Adama Bodnara jest jak wielki znak ostrzegawczy dla wszystkich tych, których polityka za bardzo i za szybko wciąga – pisał Wiktor Świetlik na łamach Interii.
6. Sikorski to nie plan B, tylko wentyl bezpieczeństwa
Nominacja Radosława Sikorskiego na wicepremiera ma uspokoić napięcia, a nie przygotować go do przejęcia sterów. Tusk wciąż nie wskazuje następcy ani nie dopuszcza konkurencji. Sam Sikorski – choć błyskotliwy – nie ma politycznego wyczucia Tuska i nie buduje zaplecza. Sikorski nie poprowadzi koalicji samodzielnie w 2027 roku.
7. Ten rząd przypomina zaplecze, a nie przywództwo
Całość rekonstrukcji pokazuje gabinet coraz bardziej zmęczony, niespójny i bez wyraźnej wizji. Zamiast sterowności – doraźność, zamiast strategii – PR. Zaremba pisze wprost o „personalnym cmentarzysku Koalicji Obywatelskiej” i trudno się z tym nie zgodzić. Największym kapitałem Tuska pozostaje brak realnej konkurencji – ale to już nie wystarcza, by prowadzić politykę.
Podsumowanie
Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska nie przyniosła realnej zmiany. Wymiana nazwisk i kosmetyczne gesty nie przykrywają faktu, że koalicja nie ma ani kadrowej siły, ani koncepcyjnego impulsu. Tusk próbuje odzyskiwać kontrolę poprzez wizerunkowe ruchy, ale coraz bardziej przypomina menedżera kryzysu niż lidera epoki. Jeśli nie pojawi się poważna alternatywa lub nowa narracja – obecny układ może przetrwać, ale bez entuzjazmu i bez znaczącego poparcia społecznego. A to, jak wiemy z polityki ostatnich lat, oznacza więcej dryfowania niż sprawstwa.
Żródła: Interia.pl, Kanał Dobitnie, Dobitnie.pl
