W piątek Dmitrij Pieskow niespodziewanie przypomniał o istnieniu ocalałej nitki Nord Streamu. Rzecznik Kremla powiedział, że gazociąg „można uruchomić już teraz” i dodał, że Rosja liczy na szybkie zakończenie niemieckiego śledztwa w sprawie wybuchów pod Bałtykiem. Reuters cytował te słowa, notując, że Moskwa wysyła w stronę Berlina komunikat o gotowości do powrotu do dawnych układów gospodarczych. Kreml gra więc nie tylko o energię, ale o symboliczne zerwanie z narracją sankcji, które od ponad dwóch lat oddzielały Rosję od europejskich rynków.
Berlin i Moskwa: powrót do starej gry
Wbrew oficjalnym deklaracjom o solidarności Zachodu z Ukrainą, Europa, a zwłaszcza Niemcy, wchodzą w fazę cichego odwrotu od realnych sankcji wobec Rosji. Pod powierzchnią politycznych haseł o izolacji Moskwy od miesięcy toczy się proces powolnego, ale konsekwentnego odmrażania kontaktów gospodarczych. Reuters informował niedawno o rosnącym imporcie rosyjskiego LNG do Europy – i to pomimo szumnych zapowiedzi o „odcięciu” się od rosyjskich surowców. Z kolei rosyjska agencja TASS podkreślała, że niemieckie firmy aktywnie poszukują sposobów, by ponownie wejść na rynek wschodni, korzystając z pośredników w Turcji, Kazachstanie czy na Kaukazie. Obie perspektywy – zachodnia i rosyjska – uzupełniają się w jednym: obustronny interes Berlina i Moskwy nigdy nie zniknął, a sankcje od początku były projektem politycznym, nie gospodarczym.

Fikcja sankcji
Unijne restrykcje, które miały odciąć Rosję od kapitału i technologii, w praktyce okazały się dziurawe jak sito. Oficjalne wskaźniki handlu spadły, lecz równolegle wzrosły transfery przez kraje trzecie. Zjawisko to widoczne jest w statystykach Eurostatu – eksport Niemiec do Kazachstanu i Armenii wzrósł w niektórych kategoriach o kilkaset procent w ciągu zaledwie roku. To nie cud gospodarczy Azji Centralnej, lecz klasyczne obchodzenie sankcji: towar wędruje dalej na wschód, do Rosji. W tym samym czasie Moskwa, pozbawiona dostępu do części zachodnich dóbr, przebudowała swoje kanały logistyczne, co tylko zwiększyło jej odporność. Zamiast ekonomicznej zapaści – adaptacja i przyspieszona integracja z rynkami azjatyckimi. Europa zaś, oficjalnie deklarując twardą postawę, nieformalnie podtrzymuje rosyjską gospodarkę, bo bez dostępu do taniej energii i rynku zbytu na Wschodzie niemiecki przemysł po prostu nie przetrwa w globalnej grze.
Niemcy w potrzasku własnej strategii
Berlin znalazł się w strategicznej pułapce. Z jednej strony musi podtrzymywać narrację o jedności Zachodu i presji na Kreml. Z drugiej – niemiecka gospodarka, oparta na eksporcie i energochłonnej produkcji, nie radzi sobie bez rosyjskich surowców i bez rosyjskiego rynku. Kryzys energetyczny z lat 2022–2023 boleśnie to unaocznił: koszty produkcji wzrosły, konkurencyjność przemysłu chemicznego czy metalurgicznego spadła, a gospodarka wpadła w stagnację. W takiej sytuacji powrót do współpracy z Moskwą nie jest kwestią politycznej sympatii, lecz gospodarczego przymusu. Niemcy, świadomi utraty przewagi wobec Chin i USA, wiedzą, że tylko rewitalizacja „osi Berlin–Moskwa” może dać im oddech.
Rosja rozgrywa czas
Moskwa w tej układance nie jest bierna. Kreml doskonale rozumie, że Europa – mimo retoryki – nie jest w stanie rzeczywiście się odciąć. Rosja wykorzystuje więc czas, umacniając alternatywne kierunki eksportu i przyciągając inwestycje z Azji, ale jednocześnie pozostawiając otwarte drzwi dla Niemiec. To klasyczna strategia podwójnego toru: wschodnia orientacja jako realne zabezpieczenie, zachodnia współpraca jako potencjalny bonus. Dzięki temu, gdy polityczny kurz opadnie, Moskwa będzie mogła wrócić do gry z silniejszej pozycji, dyktując własne warunki.
Wnioski: powrót do „business as usual”
Układ sił staje się coraz bardziej klarowny. Sankcje, przedstawiane jako narzędzie złamania rosyjskiej gospodarki, w praktyce okazały się papierowe. Rosja adaptowała się szybciej, niż przewidywano, a Europa – zamiast uniezależnić się – utknęła w pułapce własnych deklaracji. Niemcy i Rosja, choć oficjalnie po przeciwnych stronach barykady, konsekwentnie szukają dróg powrotu do wspólnej gry gospodarczej. To nie zdrada wartości, ale brutalna logika przepływów finansowych i energetycznych. Globalna gospodarka nie znosi próżni, a geopolityka prędzej czy później musi ustąpić przed rachunkiem ekonomicznym. Dlatego już dziś można mówić o nieuchronnym powrocie do „business as usual” – w wersji bardziej skomplikowanej, pełnej pośredników i fasadowych deklaracji, ale wciąż opartej na tej samej osi interesów: Berlin potrzebuje rosyjskich surowców, a Moskwa – niemieckiego przemysłu i technologii.