Łęcka jako niezależna kobieta, chcąca przełamać schematy środowiska, z którego się wywodzi, i Wokulski jako człowiek uwięziony w patriarchalnym czymśtam – tak swoje role przedstawiają odtwórcy głównych ról w serialu „Lalka”. Jak dla mnie – starczy.
Uczciwie mówiąc, nie wiem, co dokładnie z Izabelą Łęcką chcą zrobić w netflixowskiej „Lalce”, ale co do jednego mam pewność – nic dobrego z tego nie wyjdzie. A przynajmniej nic ciekawego. Wnioskuję to na poziomie analizy porównawczej. Po prostu lewacy, dorywający się do kina, literatury, postaci historycznych, nigdy się nimi nie interesują. Interesują ich tylko własne projekcje, które na owych bohaterów rzutują. A nasze środowisko artystyczne jest uległe, komformistyczne i jednogłośne bardziej niż Akademia Nauk ZSRR.
Problem nie polega na tym, by postaci nie interpretować, nimi się nie bawić, nie szukać ich na nowo. Rozedrgany Wierchowieński z Dostojewskiego jest trochę inny niż „esesman” Wierchowieński ze sztuki „Biesy” Alberta Camusa, która powstała sto lat po książce. Brutalny i przebiegły Vito Corleone Mario Puzo daleko ma do filozofa na tronie z filmu Coppoli. Oryginalny Drakula Stokera nie jest ani romantyczny, ani sentymentalny jak w filmach i sympatię może budzić co najwyżej u fanów Romana Giertycha. Ale każda z tych interpretacji w jakiś sposób szukała zakotwiczenia w autentycznej postaci. Reżyser po prostu wytłuścił mocniej inteligencję Ojca Chrzestnego, Camus skupił się na fanatyzmie oryginalnego Wierchowieńskiego, nakładając na niego zimnokrwistość bolszewizmu i nazizmu, Drakula pociągał nie tylko swoim okrucieństwem, ale samotnością i romantycznymi inspiracjami Stokera, zamkiem, górami i spowitą we mgle (widzieliście tam kiedyś mgłę?) Transylwanią, w której nigdy nie był.
Łęcka jako jakaś niedostosowana buntowniczka staje się już postacią z innej powieści Prusa, będącej wręcz antytezą panny Izabeli – Magdaleną Brzeską z „Emancypantek”, właśnie poszukującą swojej ścieżki, lekko zagubioną, idealistyczną, tkniętą, jak Wokulski, pozytywizmem. Izabela Łęcka to jej zaprzeczenie i na tym się zasadza cały dramat miłosny. To po prostu kobieta luksusowa, świetnie zorientowana, że jej podstawową walutą jest młodość, uroda i pieniądze – niekoniecznie własne.
Prus pokazuje nie kogoś, kto się chce wyrwać ze swojego otoczenia, a jego nieodwracalny produkt. Bo pani Izabela jest całkiem bystra i wykształcona, ale po prostu nie chce żyć inaczej, utkwiła, gubi ją próżność jej świata, którego jest częścią. Gdyby chciała czego innego, byłaby z Wokulskim i nie byłoby książki. To istota „Lalki”! Łęcka ma w sobie trochę z instagramerki, trochę z „dziewczyny z Dubaju”, trochę z „żony z Konstancina”. Jak pisał Boy-Żeleński w „Wiadomościach Literackich”: „Przed Prusem nikt tak nie wyczuł i nie pokazał luksusowej kobiety w jej uroku czysto fizycznym, w magii jej zbytku”.
Za życia Prusa i wiele lat po jego śmierci dociekano, kim jest miłość Wokulskiego naprawdę. Żona pisarza, dosyć przez niego ukrywana, pani Oktawia, u kresu życia zapewniała, że Prus, czyli Aleksander Głowacki, nigdy z żadną arystokratką ani „kobietą luksusową” do czynienia nie miał. Trzeba jednak pamiętać, że żony w takich sprawach bywają niewiarygodne i niedoinformowane, a małżeństwo pisarza uchodziło za pozbawione namiętności. Jak pisze Monika Piątkowska, autorka biografii Prusa, w latach 60. ubiegłego wieku pisarka Gabriela Pauszer-Klonowska twierdziła, że rozwiązała zagadkę i że za postacią hrabianki skrywa się Konstancja Hulanicka, której bratu Głowacki dawał lekcje. Ale to tylko spekulacje, w dodatku czynione niemal sto lat po śmierci pisarza.
Nie wiadomo, czy Łęcka istniała naprawdę, nie wiadomo, czy Wokulski zginął, czy bawi się w zdrowiu do dzisiaj razem z Elvisem. Ale na pewno panna Izabela z banalnego politycznego poprawu, który tworzy nasze środowisko artystyczne, nie będzie miała nic wspólnego z tamtą panną Izabelą, Wokulskim ani Prusem. Będzie to kolejny zapis czasu. Tego, co obowiązuje w owym środowisku, jego banalności i niezdolności do oryginalności. A na ten temat już mamy tyle opowieści i świadectw, że kolejne niespecjalnie ciekawi.
Na zdjęciu: Małgorzata Braunek jako Izabela Łęcka w serialu „Lalka” z lat 70. który z nowym serialem, podobnie jak powieść, nie będzie miał nic wspólnego
