Globalną imprezę z okazji tego, że zamordowano człowieka, zepsuł nieco sekretarz stanu USA Marco Rubio. Ogłosił, że Stany Zjednoczone nie będą wpuszczać osób biorących udział w fetowaniu mordu na Charliem Kirku. Cóż, pani Żukowska z Lewicy, świat jest wielki, nie trzeba koniecznie jechać do Ameryki. Dla nas problem jednak pozostaje, bo my musimy z nimi tu dalej żyć.
Piotr Czerniejewski, działacz Lewicy z Konina, który na słynnym filmie na TikToku cieszył się jak dziecko, niestety z nami pozostanie. Pozostanie też jego szefowa, która zresztą nie po raz pierwszy ludzką śmierć uważa za idealną okazję, by okazać bądź to bezduszność, bądź porobić sobie jaja.
Pozostaną ich wychowawcy – cała plejada polskich gwiazd i polityków, przez tyle lat mająca bekę z katastrofy smoleńskiej i z takim upodobaniem dręcząca rodziny ofiar. Pozostanie patocelebryta Wojewódzki i jego patowspólnik Palikot, który w 2010 roku SMS-owo rozpoczął festiwal pogardy wtedy, kiedy nie było jeszcze wiadomo, czy wszyscy żyją. Był trendsetterem, bo to człowiek modny. Dodajmy, że także później był najpopularniejszym politykiem wśród warszawskich dziennikarzy. Na niego głosowali. Także po tym, jak wypróżnił się na pamięć ludzi, których znali, z którymi rozmawiali, których ból bliskich widzieli.
Musimy z nimi niestety tu żyć. Nie możemy im zakazać wjazdu ani odebrać paszportu. A im dłużej ich oglądam, tym bardziej obawiam się, że łączy mnie z nimi dużo mniej niż z niejednym legalnym czy nielegalnym imigrantem. Nie życzę im – jak oni swoim przeciwnikom – źle. Po prostu nie mam z nimi nic wspólnego. Ani mi się z nimi – jak pisał Herbert – witać, ani żegnać. Ale niestety nie żyjemy na archipelagach, tylko mieszkamy nieraz przy jednej ulicy. Ci, którzy rechoczą nad trumnami i ci, którzy nie. Nic nas nie łączy.
