W ostatnich dniach Internet obiegła informacja o ciekawej promocji wspierającej rodzicielstwo, którą uruchomiła grupa hotelowa Arche pod nazwą „ARCHE POKOLENIA”. Każda para, która w trakcie pobytu w hotelu tej sieci pocznie dziecko, otrzyma możliwość zorganizowania za darmo chrzcin w jednym z jej obiektów.
Podobna promocja dotyczy osób, które kupują mieszkanie na własność. Jeśli w ciągu 5 lat od zakupu dojdzie do poczęcia dziecka, para otrzyma nagrodę w wysokości 10 tys. zł, a dodatkowo w jednym z obiektów będzie mogła posadzić drzewo nazwane imieniem dziecka.
Akcja odbiła się szerokim echem i od razu pojawiły się pytania, czy tego typu promocje mogą być receptą na spadającą liczbę dzieci rodzących się w Polsce. Innymi słowy, czy takie działania mogą wpłynąć na wzrost dzietności?
Oczywiście, że nie wpłyną one bezpośrednio na liczbę urodzeń. Trudno wyobrazić sobie małżeństwo, które nie planuje dziecka, ale pod wpływem możliwości otrzymania darmowych chrzcin zmienia zdanie i decyduje się na rodzicielstwo. Decyzja o posiadaniu dziecka to jedna z najważniejszych decyzji w życiu, mająca wpływ na całe jego trwanie (rodzicem jest się na zawsze), a przez pierwsze kilkanaście lat znacząco oddziałuje na codzienne funkcjonowanie. Jeśli zatem ktoś miałby podjąć tak brzemienną w skutki decyzję pod wpływem tego typu promocji, świadczyłoby to raczej o jego braku odpowiedzialności i dojrzałości.
Twierdzę jednak, że tego typu działania biznesu czy państwa mogą mieć prodemograficzne, długofalowe skutki w perspektywie dekad. Dlaczego?
Choć raczej nie wpłyną one bezpośrednio na decyzje o poczęciu dziecka, mogą oddziaływać na wybory konsumenckie oraz ogólny klimat społeczny wokół rodzin i dzieci. Jako rodzic, zwłaszcza małych dzieci, zdecydowanie wolałbym spędzić urlop czy wakacje w obiekcie przyjaznym rodzinom niż tam, gdzie organizowane są „soboty bez dzieci” (autentyczny przypadek). Dlaczego? Ponieważ wolałbym przebywać w miejscu, gdzie rodziny i dzieci są mile widziane, a nawet afirmowane, niż tam, gdzie należy uważać, by dzieci nie przeszkadzały innym gościom.
Żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej powszechna jest „dzieciofobia”. Dzieci, a co za tym idzie rodziny, są coraz częściej usuwane z przestrzeni publicznej, ponieważ przeszkadzają, powodują dyskomfort, biegają i hałasują, czyli zachowują się… jak dzieci.
Zakazy gry w piłkę na podwórkach wielkomiejskich osiedli, restauracje i hotele z zakazem wstępu dla dzieci czy wydzielone godziny na basenach miejskich, kiedy dzieci nie mogą korzystać z obiektów – to wszystko przejawy „dzieciofobii”. Zjawisko to staje się coraz bardziej rozpowszechnione. Ostatnio spotkałem się z sytuacją, w której nawet w kościele rodzice małych dzieci byli proszeni przez innych wiernych, by nie przyprowadzali swoich pociech, ponieważ przeszkadzają. Nie chodziło przy tym o jakieś wyjątkowe zachowania, lecz o zwykłe chodzenie, odzywanie się czy płacz, czyli typowe zachowanie małych dzieci.
W tej sytuacji tworzenie miejsc przyjaznych dzieciom i rodzinom może być bardzo dobrym wyborem biznesowym. Rodziny z dziećmi, choć jest ich niestety coraz mniej, stanowią znaczący segment rynku, którego siła nabywcza jest wyższa niż większości innych grup klientów.
Wbrew powszechnym stereotypom, rodziny, zwłaszcza wielodzietne, często zarabiają więcej, a co za tym idzie, wydają więcej niż single czy osoby bezdzietne. Dlatego jeśli rodziny „zagłosują” swoimi portfelami, firmy przyjazne rodzinom i dzieciom mogą stać się biznesowymi liderami i szybko znajdą naśladowców (oby!). To z kolei może przyczynić się do zmiany klimatu społecznego wokół rodzin, a rodzicielstwo może stać się ważnym elementem budowania prestiżu – bycie rodzicem więcej niż jednego dziecka będzie powodem do dumy, porównywalnym z posiadaniem drogiego samochodu.
Czego sobie i nam wszystkim życzę.
Michał Kot
Współautor książki: “Jak uniknąć demograficznej katastrofy”.
Jak uniknąć demograficznej katastrofy – Bartosz Marczuk, Michał Kot – Prześwity
