EMPIK wycofał ze sprzedaży książkę Aleksandry Sarny „Debil. Studium przypadku” o dwóch kadencjach Andrzeja Dudy. Pani Sarna jest doktorem, a może doktorką – tego nie wiem, bo na okładce jest tylko „dr”, co ma pewnie wzmocnić przekaz, bo wiadomo – jak osoba z tytułem naukowym coś napisze, to musi być prawda. Co prawda nie dotyczy to ludzi z tytułami, którzy reprezentują obóz patriotyczno-niepodległościowy, ale to inny temat. Dr Duda – debil, dr Nawrocki – alfons, i kto im te tytuły dał?
Książki nie czytałem, nawet nie wiedziałem, że wyszła, i nie o treść mi chodzi, bo każdy ma prawo w demokracji pisać, co chce – i temu miało służyć kilkanaście ton książek, które w latach 80. przeniosłem w plecaku. Szukając informacji na temat tego dzieła w internecie oraz polemizując na FB z moimi przeciwnikami (a w realnym życiu kolegami), dowiedziałem się – a może inaczej: przypomniałem sobie – że jakiś gość o nazwisku Żulczyk wygrał procesy we wszystkich instancjach o nazwanie debilem głowy państwa. Podobno nawet w Sądzie Najwyższym. Co prawda to chyba ten niedobry pisowski sąd, którego oni nie uznają, ale może jakaś izba – akurat uznawana.
Ja osobiście uważam, że to też mieści się w prawie do wypowiedzi, chociaż jest już na granicy dozwolonej krytyki. To raczej kwestia kultury – i tu już wątpliwości nie mam, że zarówno pani doktor (zdaje się, psychologii), jak i panu Żulczykowi tego elementu brakuje.
Jest takie powiedzenie o kulturze, niesłusznie przypisywane Goebbelsowi: „Gdy słyszę słowo kultura, to mi się pistolet w kieszeni sam odbezpiecza” – nie szukam w necie, ale mniej więcej tak to szło. Ja to odnoszę do sytuacji rewolucyjnej, bo przecież i komunizm, i nazizm to były zmiany rewolucyjne, chociaż ten drugi zaczął od demokratycznych wyborów. Obecnie mamy również pełzającą rewolucję (nie kontrrewolucję), odrzucającą dotychczasowy świat, w tym dotychczasowe pojęcia.
Co prawda z drogi raz obranej nie cofniemy się nigdy (takie połączenie towarzysza Wiesława z hitlerowską pieśnią „Heil, heil”), ale czasami trzeba zrobić krok do tyłu. Na przykład inżynierowie i lekarze, których mieliśmy przyjąć dziesięć lat temu pod koniec poprzedniej kadencji PO i PSL, stali się niedawno dziczą, wysyłaną nam przez Putina. I tylko najwierniejsi strażnicy rewolucji, jak Agnieszka Holland, są w głębokiej rozterce, bo Tusk nie stał się dla nich mężem opatrznościowym. Ale wiadomo, że nawet będąc w głębokich rozterkach, trzeba * ***. Pani Jandzie przestano srać na głowę, co zostało przyjęte z ulgą na salonach warszawskich.
Ale to tylko lekkie wtręty, bo najważniejsze, że mimo zwycięstwa alfonsa rewolucja będzie trwać nadal, a osoby biorące udział w Strajku Kobiet (wyjątkowy wylew chamstwa pod przykrywką walki o „prawa kobiet”) niedługo będą starać się o prawa kombatanckie. Ale skoro dochodziło do tak skandalicznych przypadków znęcania się nad uczestniczkami – policja przecież pałowała jak w stanie wojennym – to chyba jasne, że im się należy. Wszak państwo doceniło jedną z przywódczyń tego wydarzenia – została ekspertem Komisji ds. wpływów rosyjskich.
Trochę mnie poniosło – miało być o Dudzie i debilach, a wyszedłem poza ramy i wszedłem w świat kultury, służącej szeroko rozumianej rewolucji.
„Tusk – studium kretyna, który osiągnął w polityce wszystko, a dla Polski nic”.
„Komorowski – najgorszy prezydent, czyli półgłówek na stanowisku”.
Może jeszcze: „Ewa Kopacz – z oszczepem na dinozaury. Czy można być jeszcze głupszym?”
Myślę, że te tytuły świetnie korespondują z Debilem i nikt nie powinien mieć do nich żadnych pretensji. Ba, pewnie duża część zwolenników PiS byłaby zachwycona. Moim zdaniem Tusk jest fatalnym premierem, ale nie jest kretynem. Komorowski był najgorszym prezydentem, ale nie półgłówkiem. Co do Ewy Kopacz – akurat tytuł byłby raczej trafiony. Natomiast Andrzej Duda nie jest debilem – ani w znaczeniu dosłownym, czyli chorobowym, ani potocznym. Nadal jest prezydentem, całkiem niezłym, który może podobać się lub nie. Wielokrotnie sprzeciwiał się swojemu obozowi politycznemu – i to na tyle mocno, że najbardziej radykalni moi koledzy odsyłali mu wręczone ordery. Docenił setki działaczy lat 80., przyznając im odznaczenia. Wywodzi się z pewnej formacji i wyznaje te same wartości, więc nic dziwnego, że zdecydowaną większość ustaw – zgodnie ze swoim sumieniem i interesem Polski – podpisuje. Tak jest zawsze i tak być powinno. Ułaskawił najmniej osób ze wszystkich prezydentów i idiotyczne spazmy na temat Bąkiewicza, szczególnie zestawione z ułaskawieniem Sobotki przez Kwaśniewskiego, brzmią bardzo nieszczerze.
Fala chamstwa, która rozlała się w polskiej polityce, a z czasem weszła do dyskursu, nie omija żadnej grupy społecznej. J***ą PiS głupkowate panienki, które nie wiedzą, kiedy była II WŚ i co oznacza skrót PRL, jak i profesorowie – użalający się nad upadkiem obyczajów politycznych. O politykach nawet nie warto wspominać – konkurs na chamstwo miałby wielu faworytów na stanowiskach ministerialnych. Jak prezydent Duda niezbyt elegancko wypowie się o Strzemboszu – to larmo na całego. Jak Tusk łże i powołuje się na lumpa, żeby uwalić Nawrockiego – to działa w słusznej wierze. Ale są równi i równiejsi, i wiadomo – można być uśmiechniętym chamem i wtedy się chamem nie jest.
Na koniec jeszcze raz o Debilu i dwie opowiastki z czasów zamierzchłych.
Pod koniec lat 80. zespół Lady Pank występował na koncercie otwartym z okazji jakiejś imprezy ZSMP. Lider uznał, że wykaże się odwagą. Na scenie rozpiął rozporek i pokazał przyrodzenie, mówiąc do szefa struktur młodzieżówki komunistycznej: „Jesteś taki czerwony jak mój ch…”. Z jednej strony mi się to nawet podobało, ale czułem jednak niesmak i wiedziałem, że nasza strona nie powinna tak się zachowywać. Kilka dni później Jacek Kaczmarski podczas audycji w Radiu Wolna Europa skomentował wydarzenie jednoznacznie – to było zwykłe chamstwo i żadne polityczne sympatie czy antypatie tego nie tłumaczą. Dokładnie tak samo uważam. I nie ma co nazywać szamba perfumerią – jak powiedział onegdaj ojciec Rydzyk.
W 1999 roku Skiba i Big Cyc występowali w katowickim Spodku na koncercie, na którym gościem był ówczesny premier Jerzy Buzek. Wtedy jeszcze nie dystyngowany europoseł PO, tylko premier rządu z lekka prawicowego. Skiba radośnie odwrócił się tyłem do publiczności i pozdrowił premiera, ściągając spodnie i pokazując goły tyłek. I właśnie ten Skiba bardzo reklamuje książkę o Debilu. Mnie to w zupełności wystarczy – lepszej reklamy nie trzeba.
