Niezbyt mnie obrusza wypowiedź pani Julii Wieniawy, podobnie jak innych celebrytów. Ale dość koszmarne jest szczególne poruszenie, które ludzie ci nadal wzbudzają — w dodatku w czasach TikToka, kiedy każdy może zostać celebrytą czy tam influencerem. „Postacią znaną, także w takich niedużych rolach” — by zacytować klasyka.
Ileż można wyciągnąć z wypowiedzi takiej aktoreczki i „postaci medialnej”! Ileż to wątków się zaraz pojawia. Napisał znajomy, człowiek będący zdecydowanie na bakier ze współczesną cywilizacją: „Ale ta Wieniawa to pseudonim klasa wzięła”. Gość, który po raz pierwszy o pani Julii usłyszał, sądził, że przybrała nazwisko na cześć Wieniawy-Długoszowskiego — barwnego i tragicznego adiutanta Marszałka! Trudno było nie odpowiedzieć, że „Piasek” ma pseudonim na cześć Sergiusza Piaseckiego, a Viki Gabor przybrała nazwisko na cześć węgierskiego władcy sprzed pół tysiąca lat, którego portretami wypchane są budapeszteńskie galerie sztuki.
Najbardziej w historii głośnej wypowiedzi pani Julii Wieniawy ubawiło mnie jednak to, gdzie to powiedziała. Swoją refleksję o względności biedy wygłosiła u Kuby Wojewódzkiego — u faceta, którego życie sprowadza się do pieniędzy, i który biedy klepał nigdy nie będzie, bo jakby coś, to poleci do Palikota.
Tego, co pani Wieniawa powiedziała, ostatecznie na gruncie psychologicznym i kulturowym można by bronić. JD Vance napisał o tym całą książkę — tak, tak, to Elegia dla bidoków — kończąca się nie konkluzją w stylu: „jesteście biednymi ofiarami, los i inni was skrzywdzili, nic się nie da z tym zrobić”, tylko konkluzją: „to wy macie swój los w swoich rękach. Samiście winni swej bierności. Zgromadźcie się wokół swoich rodzin, miasteczek, pastorów, odbudujcie fabryki, wyczyśćcie broń i weźcie ten kraj w posiadanie”.
Bynajmniej nie posądzałbym pani Wieniawy o aż tak głęboką analizę jak u amerykańskiego prawnika, dziś wiceprezydenta. Ale i to, co powiedziała, jakoś mnie strasznie nie obruszyło — jest w tym kawałek prawdy i kawałek bzdury, jak w każdej stawianej na szybko tezie. Gorsze rzeczy zdarzają się nagminnie niejakiemu Markowskiemu chociażby, a to przecież „profesor” — i granty na to bierze.
Niepokojąca jest jednak — tak permanentnie, globalnie — ranga, jaką wszyscy temu przypisali. Łódzki Żyd i polski patriota Jarosław Papis napisał kiedyś, że znakiem końca świata jest to, że ludzie zamiast rabinów i księży zaczęli słuchać aktorów i piosenkarek. Kometo, przybywaj!
