Drodzy Czytelnicy, piszę to w czerwcu 2025 roku, z pełną świadomością przepisów, realiów i pewnej teatralności politycznej, której jesteśmy dziś świadkami. Otóż: Paktu Migracyjnego nie da się cofnąć. A już na pewno nie może tego zrobić Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – nawet jeśli nazywa się Karol Nawrocki i wygrał wybory z hasłem „wypowiemy pakt”.
Dlaczego? Ponieważ ten pakt nie jest żadną dwustronną umową międzynarodową, którą można sobie wypowiedzieć notą dyplomatyczną. To zestaw dziewięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy uchwalonych przez Unię Europejską w 2024 roku. Działa on w oparciu o unijne prawo, a to – jak wszyscy wiemy lub powinniśmy wiedzieć – obowiązuje w Polsce z mocy art. 91 Konstytucji RP. Rozporządzenia działają bezpośrednio. Dyrektywa – choć wymaga implementacji – i tak wiąże cele, niezależnie od tego, czy polski Sejm się do tego pali, czy nie.
A teraz spójrzmy na twarde dane: Polska nie ma żadnej klauzuli opt-out. Została przegłosowana w Radzie UE większością kwalifikowaną. I od 2026 roku, dokładnie od czerwca – już a rok – wchodzi w życie cały pakiet przepisów, które po prostu obowiązują. Przypomnę: już w latach 2015–2017 Polska próbowała stawiać się Brukseli i nie przyjmować uchodźców zgodnie z decyzją Rady. W 2020 roku przegraliśmy przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Żadna grzywna wtedy nie padła, ale dziś? Dziś Komisja i TSUE są znacznie mniej cierpliwe.
Zresztą wiemy, jak to działa – Polska już dostała kary za ignorowanie orzeczeń TSUE. Milion euro dziennie, przypomnę, za nielegalną (zdaniem Komisji) Izbę Dyscyplinarną. Komisja Europejska nie żartuje. Jeśli rząd albo prezydent próbują dziś zaklinać rzeczywistość i twierdzić, że „wypowiemy pakt”, to niestety – to tylko zaklinanie. Można nie wykonać paktu, ale wtedy płacimy. Potrącają z funduszy. Krok po kroku.
Tymczasem po drugiej stronie – zorganizowane grupy przestępcze, które zawodowo zajmują się przemytem ludzi – są na ten pakt doskonale przygotowane. Wiedzą, co się zmienia. Wiedzą, że nowe rozporządzenia i nowe systemy – np. screening na granicach, nowe terminy i obowiązki – oznaczają również nowe szanse. I przygotowali się równie solidnie, jak rządy państw członkowskich. Może nawet solidniej.
Dla porządku dodam, że żadne prawo nie zatrzymało jeszcze w historii ludzkości wędrówki ludów. Ani Wielki Mur Chiński, ani limes rzymski, ani mur Trumpa. A mimo to prawica europejska – i jej polska gałązka – nadal próbuje przekonywać wyborców, że oto oto „ma sposób”. Że „zatrzyma migrację”. Że „nie wpuści”. To polityczna opowieść z gatunku fantasy. Prawda jest bardziej brutalna: przepływ ludzi będzie trwał, niezależnie od tego, czy się nam to podoba, czy nie.
Zresztą już dziś Polska staje się miejscem, do którego zawracani są migranci z Niemiec. Niekoniecznie ci, którzy przekroczyli granicę polsko-niemiecką. Raczej ci, których niemieckie służby uznają za „niepożądanych” – bo mają niejasne pochodzenie, bo nie spełniają niemieckich kryteriów użyteczności, bo ryzyko związane z ich obecnością w Niemczech jest większe niż chęć ich integracji.
Nie łudźmy się – Niemcy, a za chwilę może Włosi czy Austriacy, będą decydować, kto zostaje, a kto wraca. I tu właśnie – może – otwiera się prawdziwa rola dla polskiego państwa i prezydenta. Nie jako tego, który „cofa pakt”, bo to niemożliwe, ale jako tego, który buduje system filtrujący, który potrafi jasno powiedzieć: tych ludzi przyjmujemy, tych nie.
To wymaga silnej polityki migracyjnej. Takiej, która nie polega na krzyczeniu „nie wpuszczamy nikogo”, ale na mądrym zarządzaniu tym, kto przekracza granicę. Na budowaniu tożsamości państwa, które potrafi wymusić na migrantach przyjęcie swoich zasad, wartości, stylu życia, prawa. Państwa, które nie boi się powiedzieć: „tu obowiązuje nasza konstytucja, nasz język, nasz system”.
Bo inne narzędzia? Cóż – zostaje jedno: artykuł 50 Traktatu o Unii Europejskiej. Tak, ten od Brexitu. Chcesz nie stosować Paktu? Wypowiedz członkostwo w UE. To się nazywa Polexit, Hungarexit, Sloexit. Tyle że – umówmy się – nie ma dziś na to większości. Nie tylko w Sejmie. W społeczeństwie też nie.
Dlatego nie oszukujmy się. Nie będzie żadnego wypowiedzenia paktu. Będzie jego wykonanie – mniej lub bardziej niechętne, może z jakimś opóźnieniem, może pod przymusem finansowym – ale będzie. Bo alternatywa jest gorsza. Albo płacimy 20 tysięcy euro za każdą osobę, której nie przyjmiemy, albo płacimy miliony za ignorowanie wyroków, albo – wreszcie – wychodzimy z UE.
A na razie – drodzy Czytelnicy – zostaje nam tylko budowanie mądrej, realistycznej, osadzonej w tożsamości polityki migracyjnej. I modlitwa, że nasi sąsiedzi też będą grali fair.
