Strajk kobiet 5 lat później

Strajk kobiet 5 lat później

blank

Przełom października i listopada, prawie połowa jesieni, czas pędzi, my też — tylko teraz na groby. Przypominamy sobie naszych zmarłych, o których myślimy często, jak i tych, którzy tylko przy okazji Wszystkich Świętych nam się przypominają. Pięć lat temu byłem w Częstochowie, Mama żyła i wydawało się, że pożyje kilkanaście lat — geny długowieczności Dziadków, jasny umysł i całkiem przyzwoite zdrowie. Na ulicach widać było grupki młodych ludzi, zaaferowanych i uważających, że robią coś niesamowicie ważnego. Niektórzy nieśli plansze z tektury z hasłami antyrządowymi, niektórzy mieli maseczki z błyskawicą.

Pandemia, a oni młodzi — gniewni, chcieli zmian. Trochę jak lewicowa rewolucja, która nie bierze pod uwagę ofiar, tylko stawia sobie za cel, aby „ruszyć z posad bryłę świata”. Nie byłem wtedy publicystą ani orlenowskim, ani pisowskim, ani jakimkolwiek. Na FB nie produkowałem się od kilku lat, ale poczułem, że muszę to opisać. Miałem wrażenie, że dzieje się coś niedobrego, ale musimy postarać się to zrozumieć, bo możemy przegrać Polskę. Czy się pomyliłem? I tak, i nie — prognozy polityczne bardzo rzadko sprawdzają się w stu procentach. Jednak PiS i ogólnie prawa strona nie wyciągnęły z tych wydarzeń żadnych wniosków. Co bardzo dziwne, nie wyciągnęła ich zbytnio też druga strona.

„W tej chwili rząd nie funkcjonuje, władzę ma ulica. (…) To, co mogą przynieść najbliższe dni, jest przerażające. Poziom nieodpowiedzialności opozycji i zupełnego nieprzygotowania władzy poraża. (…) Kompletne zagubienie Kościoła, brak rzeczowych analiz w portalach prawicowych. Elektorat PiS się kurczy z dnia na dzień, świeccy katolicy wychodzą z inicjatywami modlitw różańcowych — Kościół nie potrafi nawet w tym przejąć jakiejś inicjatywy, Prymas wypowiada się tak, żeby nic nie powiedzieć. Ojciec Szustak swoimi wypowiedziami stawia się praktycznie poza Kościołem, którego, jak twierdzi, nienawidzi, ojciec Leon Knabit pisze w internecie zdanie: protestom tak, wandalom nie. Jarosław Kaczyński wzywa członków PiS do obrony kościołów i praktycznie nie zostaje posłuchany. Jak to wszystko można określić? To jest anarchia i żadne zaklęcia rządu, którego jestem zwolennikiem, tego nie zmienią. Pandemia nas przerosła, a teraz przez protesty sytuacja całkowicie wymyka się spod kontroli.”

Tak to widziałem wtedy i podobnie widzę teraz. Oczywiście, z perspektywy czasu widać wyraźnie, że ktoś tym kierował, ale nastroje musiały być mocno radykalne, bo ludzi na siłę się nie wyciągnie na ulicę. Rząd całkowicie skapitulował, ale też nic zrobić wobec takiej skali protestu nie mógł. I jak pisałem w dalszej części tekstu — nie widziałem możliwości zrobienia czegokolwiek poza czekaniem, że protest się wypali. Jednak brak analizy wydarzeń, zero prób wyjścia do młodych, kiedy już było po, zemścił się Jagodnem (tak, wiem, że to też było sterowane, ale takie były nastroje — to taka sama akcja jak Strajk Kobiet, tylko w mini skali). I poskutkował brakiem kilku punktów procentowych potrzebnych do utrzymania władzy. Pisałem wtedy o konieczności zmiany komunikacji, a szczególnie o tym, że należy zmienić sposób pokazywania świata w telewizji zwanej publiczną.

Ostatnio podczas kongresu czy też konwencji PiS w Katowicach pojawił się Jacek Kurski, który jest symbolem wszystkiego, co w PiS złe, i w przekazie medialnym całkowicie przyćmił wszystko, co się działo przez dwa dni. Trzeba być idiotą, żeby nie wiedzieć wcześniej, jak jego obecność na panelu zostanie przyjęta. Czy PiS ma cokolwiek poza Kurskim do zaproponowania starszym o pięć lat, ale nadal młodym ludziom, którzy, mniej lub bardziej świadomie, protestowali w 2020 roku? Uznano wtedy, że jakoś to będzie i wszyscy zapomną. Czemu nie dano osobom mającym inne poglądy i spojrzenie na Polskę i świat jakiejś propozycji rozmowy? Oczywiście, że z paniami Lempart czy Suchanow nie należy wchodzić w dyskusję, jednak na ulicach były setki tysięcy. A między hasłami „w……ć” i „j…ć PiS”, a mądrzeniem się typu „nie macie pojęcia o rzeczywistości”, jest jeszcze jakaś przestrzeń na dialog. I jeśli odrzuci się obydwie skrajności, to znajdzie się szeroki środek, w którym jest pewna przestrzeń na znalezienie kompromisu.

Uważałem wtedy, że jest posprzątane i Polska przesunęła się na lewo na tyle mocno, że czeka nas dyktatura lewactwa. I tak by się stało, gdyby nie bezdenna głupota PO i jej lidera, którzy dopomogli w zwycięstwie Nawrockiego. Bo gdyby stało się inaczej, Koalicja 13 Grudnia wraz z Trzaskowskim wprowadziłaby raj na Ziemi na modłę Lenina à la Gramsci, w nowoczesnym sosie zielonoładowym i z przekąskami typu gender. Wyraźnie widać, że z tamtych protestów nikt nie wyciągnął żadnych wniosków. PiS nie ma realnej władzy i zaciera ręce, że to teraz problem rządzących, a przecież można byłoby to mądrze rozgrywać. Gdyby powiedzieć tak: my swojego zdania nie zmieniamy, nie obiecujemy wam aborcji czy ślubów homoseksualnych, ale obiecaliśmy wiele konkretów i słowa dotrzymaliśmy. Oni obiecują wszystko i nie dają praktycznie nic. Z kim jest lepiej trzymać? I przy okazji pokazać konkretną ofertę. Z kolei rządzący uważają, że mają swój elektorat, który zawsze ich poprze, bo najważniejsze „byle nie PiS”. Hasło infantylne, jako i obecna władza. Jednak ja bym chciał, aby władza — czy ta, którą ja popieram, czy ta, na którą nie głosuję — widziała, że jeżeli ludzie wychodzą na ulicę, to mają jakiś problem, że trzeba z nimi rozmawiać i tłumaczyć im swoje racje. Bo Strajk Kobiet, mężczyzn czy dzieci, w zupełnie innej odsłonie, może się powtórzyć. I niech to zabrzmi bardzo, ale to bardzo dobitnie.

Autor tekstu
Wyszukiwarka
Kategorie
blank
Pobierz artykuł w PDF
Czytaj więcej
blank