Emocje i manipulacje kontra fakty i prawo – tak można najkrócej streścić spór o to czy powinno się ponownie rozliczyć głosy. W kwestionowaniu wyniku wyborów nie chodzi tylko o niedopuszczenie do sprawowania urzędu przez Karola Nawrockiego, ale także o przejęcie kontroli nad niezależnymi procesami demokratycznymi.
Początkowo wydawało, że szaleństwa Romana Giertycha i jego szwadronów nienawiści spod znaku #silnirazem to tylko wyładowanie emocji frustratów, którzy nie pogodzili się z wyborczą przegraną Rafała Trzaskowskiego. Eskalowanie emocji związanych z domaganiem się ponownego przeliczenia głosów, następnie unieważnienia wyborów, a na końcu obsadzenia w Pałacu Prezydenckim rotacyjnego marszałka Sejmu Szymona Hołowni z politycznych rojeń marginalnych krzykaczy stało się jednak głównym nurtem Platformy Obywatelskiej. Być może tworzy ona właśnie swój mit założycielski, który ma być oparty o krzywdzie spowodowanej „wielkim oszustwem”. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że mamy do czynienia z fundamentalną transformacją tej formacji.
Z partii raczej ociężałej do ekstremalnie mobilnej. Takiej, w której możliwe jest dokonanie każdego zwrotu. Gdzie nie będzie już nawet pozorów programu, idei, rysu światopoglądowego. Ma być raczej jak walec, rozjeżdżający po drodze wszystkie przeszkody. Jak jedna, stalowa pięść, zdolna do uderzenia w każdej chwili. Jak Jedna Rosja.
Uwierzyć we własną propagandę
Najistotniejsze jest oderwanie się od faktów i przejść w świat własnych wyobrażeń o otaczającej rzeczywistości. O wrogach, przyjaciołach, zagrożeniach, sojuszach, szczęściu i tragedii.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw premier Tusk przed uzyskaniem wotum zaufania, potem nowy rzecznik rządu Adam Szłapka przekonują, że to ta ekipa wprowadziła program 800plus. To oczywista nieprawda, ale przecież to nie ma już znaczenia. Chodzi wyłącznie o przekaz i zamianę kłamstwa w prawdę.
Jeśli można ze świadczeniami to dlaczego nie z wyborami. Przecież to tylko kwestia techniczna, zmiany materii, która ma być obrabiana.
Oto kilka powodów, dla których głosy nie mogą być ponownie przeliczone:
– nie ma takiej potrzeby, gdyż zostało to już zrobione i znamy wynik wyborów; powód fundamentalny, ale w świecie PO już nie obowiązuje,
– nie istnieje podstawa prawna pozwalająca na ponowne przeliczenie głosów; dla PO to także nie ma to już znaczenia, bo wystarczy stworzyć prawny wytrych np. wszcząć fikcyjne śledztwo w sprawie nieprawidłowości, na tej podstawie prokuratura mogłaby przejąć wszystkie zabezpieczone obecnie karty do głosowania,
– nie ma kto przeliczyć ponownie głosów, gdyż komisje wyborcze zostały już rozwiązane i nie można ich ponownie powołać; dla PO ten argument także traci ważność, według nich głosy mogliby przeliczyć prokuratorzy, policjanci albo nawet żołnierze; trzeba przyznać, że politycy Platformy mają rozmach, gdyż w żadnym demokratycznym państwie służby mundurowe czy podlegli władzy prokuratorzy z oczywistych powodów nie liczą głosów; właściwie to otwarte wezwanie Platformy Obywatelskiej do fałszerstwa wyborczego;
– w demokracji istotne jest nie tylko, kto głosuje, ale także kto liczy głosy; gwarancją wolności wyborów i rzetelności liczenia jest to, by głosy liczyli obywatele – z różnych opcji politycznych, środowisk, o zróżnicowanych poglądach; to właśnie udział zwykłych ludzi zabezpiecza nas wszystkich przed patologicznym rządem, który za wszelką cenę pragnie utrzymać władzę; demokracja działa tu więc w dwójnasób: z jednej strony wolni obywatele głosują, z drugiej wolni obywatele liczą; politycy mają się tylko przyglądać i czekać na werdykt suwerena; ich zadaniem jest zorganizować wybory, a następnie przyjąć z godnością zwycięstwo lub porażkę; tym właśnie demokracja różni się od systemów totalitarnych, gdzie nie jest ważne kto głosuje, ale kto liczy głosy; dla PO te zasady demokracji także straciły ważność, gdyż nie ufają nawet tym komisjom, w których działali jej mężowie zaufania,
– to Sąd Najwyższy ma orzec o ważności lub nieważności wyborów, to wyłącznie jego kompetencja; nie chodzi tu o ponowne przeliczenie wszystkich głosów, ale o stwierdzenie ważności wyborów; tu także władza wykonawcza nie może i nie powinna mieć żadnego wpływu na decyzję sądu; gdyby ją uzyskała znaleźlibyśmy się w systemie totalitarnym; Platforma Obywatelska odrzuca i tę zasadę, nie uznaje przecież izby, która ma orzec w tej sprawie,
Można by oczywiście podać jeszcze kilka powodów, ale te wystarczają, by stwierdzić jak niebezpieczne są propozycje wysuwane przez Donalda Tuska, Romana Giertycha, Adama Bodnara, Ryszarda Kalisza, Igora Tuleyę i resztę tego towarzystwa.
Rys totalitarny
Zgłaszany przez polityków Platformy Obywatelskiej i jej zwolenników pomysł przejęcia przez służby mundurowe kontroli nad procesem demokratycznym w oczywisty sposób odwołuje się do tradycji sowieckiej, jak widać mocno jeszcze zakorzenionej w świadomości lewicowo-liberalnych polskich elit.
Należy jednak zwrócić uwagę także na inny aspekt. Obecna władza walczy o polityczne przetrwanie, a wielu z nich – z Tuskiem i Bodnarem na czele – także o uniknięcie odpowiedzialności za systemowe łamanie prawa podczas półtora roku rządów. Po zamianie władzy Giertych może zaś liczyć na wznowienie śledztwa w sprawie wyprowadzenia kilkudziesięciu milionów złotych ze spółki Polnord. Pomysłodawcy unieważnienia wyborów kierują się więc motywacjami osobistymi, a nie prawnymi. To w rzeczywistości próba podporządkowania państwa wyłącznie prywatnym interesom.
Dodatkowo Donald Tusk stracił w oczach zachodnich przywódców miano polityka zdolnego do blokowania konserwatystów. Komisja Europejska i wszystkie unijne instytucje nie dostrzegały jawnego bezprawia Tusk, gdyż miały nadzieję, że dzięki tym metodom uda się w Pałacu Prezydenckim obsadzić Rafała Trzaskowskiego, który podpisze zmiany w traktatach. Wiadomo, że Karol Nawrocki tego nie zrobi, więc proces się skomplikował. Winę za to, w ich oczach, ponosi właśnie Tusk.
Próba unieważnienia wyborów jest więc jego ostatnią szarżą. Jeśli przegra, nikt nie będzie go żałował.
Mariusz Staniszewski
